Poza granicami Polski żyje według różnych źródeł nawet 20 milionów Polaków. W samej Norwegii na początku 2022 roku mieszkało 112 718 tysięcy emigrantów z Polski. Historie wyjazdu z Ojczyzny są bardzo różne. Jedni chcą po prostu zamieszkać w innym kraju, inni kierują się przede wszystkim względami finansowymi, a jeszcze inni chcą poznać nową kulturę. Wśród tych tysięcy osób mnóstwo jest tych, którzy zastanawiają się, czy wyjazd to była dobra decyzja, czy warto wrócić do Polski, czy może w Ojczyźnie jednak będzie żyło się lepiej. Poniżej kilka historii osób, które na własnej skórze doświadczyły zarówno emigracji, jak i powrotu do Polski. Z czym mierzyły się te osoby? Czy nie żałowały powrotu?
*pisownia oryginalna
Powrót do Polski z Norwegii, powroty z emigracji – historie emigrantów
Bernadeta – „zarobimy trochę i wracamy”
Planowałam z narzeczonym ślub. I zaczęło się od tego, że kiedyś w święta wujek, który mieszkał w Norwegii, ,,rzucił” żartem, że rok popracujemy i takie wesele urządzimy, że „hoho”. Nie wzięliśmy tego na serio, ale po czasie zaczęliśmy o tym myśleć i stwierdziliśmy, że może spróbujemy. W maju 2017 roku polecieliśmy pierwszy raz do Norwegii i zamieszkaliśmy w Oslo. Plan od początku był taki, że zarobimy trochę i wrócimy. Narzeczony znalazł pracę, chwilę później i ja. Pierwszy poważny wyjazd za granicę okazał się trudny, chociaż mieliśmy obydwoje pracę i przede wszystkim siebie. Tak jak powiedział wujek, tak się stało – po roku mieszkania i zarabiania w Oslo wzięliśmy ślub i wyprawiliśmy wesele.
W Norwegii żyło nam się dobrze, poznaliśmy wspaniałych ludzi. Jednak moja praca (sprzątanie) bardzo męczyła mnie bardzo psychicznie, a z czasem również fizycznie. Dodatkowo nie odnaleźliśmy się w Oslo. Brakowało nam rodziny. Mieszkaliśmy w Norwegii dwa lata i postanowiliśmy wrócić do Polski, co okazało się bardzo łatwe. W Polsce bardzo odetchnęłam i byłam szczęśliwa. Nigdy nie żałowałam powrotu do Polski, ponieważ bardzo tego potrzebowałam w tamtym momencie.
Po 3 latach w Polsce i urodzeniu syna postanowiliśmy wrócić do Norwegii. Dlaczego? W Polsce pracował tylko mój mąż, a ja zajmowałam się dzieckiem. Wynajmowaliśmy małe mieszkanie i wystarczało nam na podstawowe rzeczy, nie byliśmy w stanie odłożyć żadnych pieniędzy. Za ,,lepszym życiem” wyjechaliśmy ponownie do Norwegii. Przede wszystkim dlatego, żeby z czasem móc wybudować dom. Aktualnie mieszkamy na norweskiej wsi (około 30 minut drogi od Oslo).
Osobie, która się waha, dałabym radę: zastanów się głęboko w sobie czego chcesz. Może jednak chcesz zostać w Norwegii, a może byłoby lepiej wrócić do Polski na jakiś czas (tak jak ja), przemyśleć wszystko. Zawsze można ponownie wyjechać i zacząć od nowa (nie tak w sumie od nowa, bo już z norweskim doświadczeniem).
Martyna @mmartyna.s – „żadna decyzja nie musi być tą ostateczną i żaden powrót nie musi być na zawsze”
Wyjeżdżając do Norwegii w sierpniu 2019 roku zaplanowałam sobie, że będzie to tylko przygoda na 2-3 lata. Chciałam zasmakować norweskiego życia i podszlifować język. Mieszkałam i pracowałam tuż obok Oslo. Najpierw jako au-pair, a potem jako asystentka w przedszkolu. W Norwegii przede wszystkim urzekła mnie natura i urokliwe krajobrazy. Zaczęłam regularnie biegać, a zimą nauczyłam się jeździć na nartach biegowych. Trafiłam jednak na dość niefortunny okres, bo chwilę po moim przyjeździe wybuchła pandemia. Przez jakiś czas nie było możliwości, żeby polecieć do Polski. Tęskniłam wtedy bardzo za rodziną i przyjaciółmi.
Tak naprawdę od samego początku powrót do Polski był gdzieś z tyłu mojej głowy. Decyzja o wyjeździe z Norwegii zapadła jednak trochę szybciej, niż planowałam. Nie mogłam znaleźć wymarzonej pracy, a pandemia i lockdown skutecznie utrudniały też podróżowanie i poznawanie nowych ludzi. Do tego wszystkiego doszło rozstanie z chłopakiem, z którym zaczęłam spotykać się w Oslo. W tym samym czasie decyzję o powrocie do Polski podjęła również moja przyjaciółka. W takiej sytuacji nic tak naprawdę mnie tam nie trzymało.
Wracając do Polski w kwietniu 2021 roku byłam bardzo podekscytowana, czekała tam na mnie ciekawa, dobrze płatna praca, którą dostałam będąc jeszcze w Oslo. Miałam również zamieszkać sama i planowałam adopcję kota. Może to niezbyt popularna opinia, ale wtedy w Polsce mogłam żyć bardziej komfortowo, niż w Norwegii. Nie do końca czułam się tam jak “u siebie”, a w Polsce wszystko wydawało się prostsze, przynajmniej z mojej perspektywy. Cieszyłam się, że nadrobię wszystkie zaległości z rodziną i przyjaciółmi oraz że będę mogła trochę odpocząć.
Po powrocie niestety odnajdywałam się kiepsko, a moja ekscytacja szybko opadła. Oczywiście korzystałam z czasu z rodziną i przyjaciółmi i z wszystkiego, czego nie miałam w Norwegii. Jednak podczas mojego pobytu w Oslo, przywykłam już do norweskiego trybu życia i bardzo mi go brakowało. W Krakowie, gdzie zamieszkałam, nie było tej „bliskości natury”, jakiej mogłam doświadczyć w Norwegii. Czułam się przytłoczona miastem i tęskniłam za wszystkim, co “norweskie”. Po jakimś czasie oczywiście na nowo przyzwyczaiłam się do życia w Polsce i na ten moment jestem tutaj szczęśliwa.
Czy żałuję decyzji o powrocie do Polski? Wtedy była to jedyna dobra decyzja. Powrót do Polski pozwolił mi inaczej spojrzeć na moją sytuację i przyniósł wiele wartościowych wniosków. Oczywiście, że tęsknię za Norwegią, ale tak samo będąc w Norwegii, tęskniłam czasami za Polską. Niestety, nie ma idealnego kraju do życia. Dlatego skupiam się na tym, aby docenić czas spędzony w Norwegii, zamiast żałować, że dobiegł on końca. Na ten moment nie wiem, czy wrócę, ale nie wykluczam niczego i po prostu zobaczę, jak potoczy się życie. Staram się teraz regularnie bywać w Oslo, żeby naładować moje „norweskie baterie”. 🙂
Każdej osobie, która waha się nad wyjazdem z Norwegii, sugerowałabym przylecieć do Polski na trochę dłużej niż tydzień czy dwa, żeby sprawdzić, czy nadal podoba nam się życie w tym kraju (jeśli na przykład długo tu nie mieszkaliśmy). A druga moja rada, to żeby skupić się na tym, co jest dla nas najbardziej istotne w danym momencie, podążać za tym i nie ulegać wpływom innych ludzi. To, że Norwegia to świetny kraj do życia, wcale nie oznacza, że akurat my będziemy tam szczęśliwi. I najważniejsze, żadna decyzja nie musi być tą ostateczną, i żaden powrót nie musi być „na zawsze”.
Marta – „nie chciałam opuszczać Polski”
Do Norwegii, a konkretnie do Oslo, wyjechałam w październiku 2015 roku. Najkrócej mówiąc – za swoją ówczesną miłością, chłopakiem, z którym chciałam być i nie chcieliśmy związku na odległość. Broniłam się rękami i nogami, bo nie chciałam opuszczać Polski, rodziny i znajomych do miejsca, gdzie nikogo nie znałam, a wszystko wydawało się straszne, bo nieznane. Wróciłam w lutym 2019 roku, poniekąd nie do końca to była moja decyzja, ale po kolei.
Pierwsze pół roku w Oslo to był dramat. Depresja, bo nie miałam pracy, dni były krótkie, pogoda okropna, mojego partnera nie było całymi dniami w domu (często od 6 do 00). Starałam się organizować sobie czas, uczyć się języka, zwiedzać miasto, poznać kogoś. Było to trudne. Największym problemem była dla mnie bariera językowa. Bałam się wtedy prawie wszystkiego. Dodatkowo miałam spore problemy z otrzymaniem numeru personalnego, bo w urzędzie pomylili dokumenty i ciągnęło się to miesiącami (przez to nie mogłam otworzyć nawet konta w banku).
Po czasie udało mi się znaleźć pracę w McDonald’s (byłam zastępcą kierownika restauracji w Gdańsku), więc przyjęto mnie bez znajomości języka na podstawie moich umiejętności. Od tamtego momentu zaczęłam dużo pracować, uczyć się jeszcze więcej języka i zdobywać jako tako pozycję (zaczęłam od pozycji menadżera i szybko zaskarbiłam sobie sympatię szefa). Dni mijały na pracy, praktycznie nie widziałam się z chłopakiem, najczęściej spędzaliśmy czas razem wtedy, kiedy lecieliśmy do Polski na weekend/święta lub na krótki city break.
Czy byłam wtedy zadowolona? I tak i nie. Czułam się bezpiecznie i fajnie finansowo, bo za pensję można było sobie pozwolić na niezłe podróże po Norwegii lub za granicę. W pracy miałam sporo zgrzytów na tle kulturowym, bo pracowałam z osobami z Bliskiego Wschodu, więc ciężko nam było na początku. Po ponad roku mieszkania w Oslo zaczęłam się tam dobrze czuć, znałam miejsca, miałam swoje nawyki, poznałam innych Polaków, nie mieszkaliśmy już na kolektywie, ale w mieszkaniu i czas całkiem szybko płynął. Planowałam ślub ze swoim narzeczonym już wtedy, gdy zaszłam niespodziewanie w ciąże. Urodziłam w Norwegii i myślałam, że już tu zostaniemy, bo perspektywa życia była w tamtym momencie lepsza dla mnie. Gdy córka miała dwa miesiące mężczyzn, z którym byłam 5 lat, postanowił się ze mną rozstać. W każdym razie byłam młoda mamą w połogu i nie wiedziałam, co ja mam teraz zrobić. Byłam na macierzyńskim, informacja o rozstaniu nie dochodziła do mnie, więc postanowiłam przyjechać do Polski na czas macierzyńskiego, żeby dojść do siebie, ogarnąć się i pomyśleć do dalej.
Dzięki odłożonym pieniądzom mogłam od ręki wynająć mieszkanie w Polsce, kupić auto i „zacząć od nowa”. To był luty 2019 roku. Spakowałam się i w trzy dni ogarnęłam wszystko sama, łącznie z wyprowadzką ze wspólnego mieszkania. Przez prawie rok byłam jedną nogą w Gdańsku, a drugą w Oslo, bo latałam na kontrole z dzieckiem. Każda wizyta tam wyzwalała we mnie skrajnie przykre emocje, do tego doszła pandemia oraz informacje o tym, jak znajomi uciekają z Norwegii przez barnevernet, że bałam się, że jako samotna matka będzie mi bardzo trudno tam mieszkać. Finalnie postanowiłam zostać w Polsce, gdzie mam pomoc bliskich.
Decyzja o powrocie była spontaniczna, ciężka i patrząc na okoliczności to czuję się jakby to samo wszystko płynęło obok mnie. Przez pierwszy rok myślałam, że wrócę do Oslo, w Polsce czułam się jak na wakacjach. Zajmowałam się dzieckiem, nie pracowałam i podróżowałam dużo z córką. Wszystko jakoś robiłam mechanicznie i tak mijały dni. Gdy nastała nas wszystkich pandemia, stwierdziłam, że bez sensu wracać do Oslo i postanowiłam znaleźć pracę w Polsce i posłać córkę do żłobka.
Nadal łapię się na tym, że tęsknie za Norwegią, za widokami, za spokojem, za takim rytmem. Aczkolwiek uważam, że samej z dzieckiem byłoby mi tam turbo trudno, dlatego zdecydowałam się pozostać w Polsce. Najbardziej to chyba tęsknię za smakiem wody z kranu. 🙂 Myślę, że mogłabym wrócić do Norwegii. Ostatnio byłam w Oslo w październiku 2021 na delegacji z pracy i czułam ewidentną tęsknotę za tym miastem, aż taką fizyczną, więc myślę, że mogłabym tam znów mieszkać.
Z plusów to Norwegia bardzo mnie zmieniła, stałam się zaradna, otwarta, odważna. Nauczyłam się szybko komunikatywnego norweskiego, który teraz wykorzystuje w pracy. Mieszkanie w Oslo ukształtowało mnie i jestem silniejszą osobą.
Co bym radziła osobie, która się waha? Ogólnie powiedziałabym, żeby podążała za głosem serca, nie tylko kierowała się rozumem. Poznałam wiele osób w Oslo (różne narodowości, nie tylko Polacy), którzy są tam z rozsądku, bo pieniądze dobre, bo socjal, bo ulgi podatkowe, a w ogóle nie asymilują się z lokalną społecznością i żyją jakby z boku, hermetycznie. Gdyby teraz jednak, w kwietniu 2022, zapytał się mnie ktoś czy wracać do Polski, to bym powiedziała, żeby dwa razy się zastanowił, bo obecne czasy są ciężkie, a Norwegia jest super przygotowana na te ciężkie czas, nie tak jak Polska (przynajmniej tak mi się wydaje).
Anita – „miałam w Norwegii rodzinę”
W moim przypadku przygoda z Norwegią jest dosyć niestandardowa. Zanim zdecydowałam się wyjechać tam na dłużej (w sumie spędziłam tam 1,5 roku) miałam już kilkanaście krótszych pobytów na koncie. Przyjeżdżałam do stolicy Norwegii do dwóch sióstr w odwiedziny, które od nastu lat tam pracowały i zakorzeniły się tam z rodziną. Już wtedy chyba powoli kiełkował mój pomysł na przyjazd do Norwegii na dłużej. Miałam o tyle przewagę, że wiedziałam dzięki rodzinie, jak życie tam wygląda, czego mogę się po tym kraju i ich mieszkańcach spodziewać. Na własne oczy widziałam, jak to ryzyko w postaci wyjazdu za granicę pomaga i przyśpiesza proces ustatkowania się finansowego i życiowego. Wpływ na podjęcie mojej ostatecznej decyzji o wyjeździe do Norwegii, mianowicie kwestie ekonomiczne oraz wykorzystany przeze mnie sprytnie moment decyzji jednej z sióstr o powrocie do Polski (po 12 latach). Kończyłam akurat studia licencjackie, więc poniekąd również zamykałam jakiś rozdział swojego życia. Nie wiedziałam też za bardzo, w którym kierunku rozwijać się akademicko, czy na rynku pracy. Panujące wtedy nastroje społeczne w Polsce połączone z moją trochę gorszą kondycją psychofizyczną zaważyły na decyzji o zmianie środowiska i w zasadzie całego swojego życia. Z końcem lipca 2017 wyleciałam wraz z przyjaciółką ze studiów, która za moją namową postanowiła razem ze mną rozpocząć pracę w Oslo (sprzątanie, porządki, opieka nad zwierzakami).
Jestem zakochana w Skandynawii, a przede wszystkim w Norwegii (miałam przyjemność być jeszcze w Szwecji, również bardzo urokliwy kraj). Oslo i okolice już w miarę dobrze znałam, ale poruszanie się po mieście komunikacją publiczną jeszcze bardziej umożliwiło eksplorowanie zakamarków miasta. Jestem z pobytu tutaj raczej zadowolona, nadmieniam ponownie, że wielka w tym zasługa mojego rodzeństwa, bo siostra wracająca do Polski niejako „przekazała mi” swoją pracę i pomogła w znalezieniu mieszkania. Druga siostra wraz z rodziną pomogła mi się tam na początku urządzić i załatwić wszystkie konieczne formalności urzędowe.
Z rzeczy, które mogłabym wymienić za pozytywne w Oslo to (kolejność przypadkowa):
– ludzie, do których naprawdę miałam szczęście, a panujący stereotyp chłodnego i oziębłego Norwega jest moim zdaniem na wyrost;
– dbanie o przestrzeń prywatną/dystans społeczny – tego mi na serio brakuje w Polsce, w Norwegii nie spotkałam się z tym by np. w sklepowych kolejkach ludzie upychali się na siebie jak śledzie, a u nas w kraju nawet podczas szczytowego momentu pandemii naklejki z napisem „zachowaj dystans 1,5m” nie zahamowały tego upierdliwego zjawiska;
– nieprzywiązywanie zanadto wagi do wyglądu i tolerancyjność – tutaj każdy może wyrażać siebie jak chce, nie trzeba obawiać się spojrzeń oburzonych nieco bardziej odważnym outfitem, bądź wybraniem wygodnych sportowych butów do bardziej eleganckiej reszty;
– system segregacji odpadów i butelki plastikowe na kaucję – ekologia przede wszystkim – bez zbędnego komentarza;
– bezpieczne i przemyślane rozwiązania w ruchu drogowym – propsy dla ograniczeń prędkości w strefach zamieszkania oraz taryfikator mandatów skutecznie egzekwujący przestrzeganie przepisów, dobre rozwiązania dla poruszających się rowerami po mieście;
– wszyscy znają angielski od 2 do 102 lat! – tutaj chyba nie potrzeba wyjaśnień;
– kultura sportu i życia „z naturą” – jako fan trekkingów i entuzjasta super widoków, Oslo wydaje mi się być miejscem idealnym. Nie wyobrażałam sobie, że możliwe jest przetransportowanie się z gór nad brzeg morza jest wykonalne w jakieś 20 minut!
– przywiązanie do więzów rodzinnych – byłam naocznym świadkiem tego, jak rodziny norweskie spędzają wspólnie czas na różnych wycieczkach, czy przy codziennych wspólnych posiłkach;
– miłość Norwegów do czworonogów – praktycznie, każda z rodzin u której pracowała miała pod dachem uroczego pieska, a spacerując pobliskimi lasami nie sposób było nie mijać truchtających ludzi wraz ze swoimi pupilami
– komunikacja publiczna – chapeau bas dla pomysłodawców i realizatorów układu transportowego w mieście, począwszy od metra i pociągów, na busach i tramwajach kończywszy (chociaż, przy tych ostatnich spotkałam się z kilkoma wyjątkami), mega wygodne, praktycznie nigdy niespóźniające się.
Minusy życia w Oslo (kolejność przypadkowa):
– rozłąka z rodziną – jeśli nie ma się takiego szczęścia jak ja i nie ma się kogoś tam na miejscu z początku może być ciężko zaadaptować się w nowym otoczeniu – ale tak chyba jest z każdym nowym miejscem;
– ograniczony asortyment sklepów spożywczych w porównaniu do polskich hipermarketów – razi i uderza szczególnie na początku, ale z czasem po odkryciu warzywniaków traci na znaczeniu;
– system edukacji – tutaj nie dotknęło mnie to osobiście, wywód raczej po obserwacji życia szkolnopodstawowego bratanków – co do języków i rozwoju psychofizycznego nie mam zastrzeżeń, to w przypadku pozostałych przedmiotów i widmo nauki i pisania na ipadach bez fizycznych książek czy zeszytów (przynajmniej w tej konkretnej szkole w Oslo) jest dla mnie lekko niepokojące;
– koszmar dla poruszających się w mieście samochodami, mało parkingów i wysokie opłaty za sam przejazd przez miasto – oczywiście są dwie strony medalu takiego rozwiązania, wymieniam jednak, bo wiem, że może być to przytłaczające, szczególnie na początku;
– droooogo – nie mówię tu o samych cenach produktów, ale ogólnie o kosztach, z którymi trzeba się liczyć na początku zakotwiczenia w stolicy, nie wszyscy mogą sobie na to pozwolić;
Decyzja o powrocie do Polski pojawiła się jakoś na 3 miesiące przed samym zdarzeniem, dużą rolę odegrała w niej przyjaciółka, która była zdecydowana na powrót na studia w Polsce. Ja byłam zgodna co do tego na początku w jakiś 70%. Wahałam się praktycznie do ostatniego momentu, jednak perspektywa pozostania tutaj sama z pracą w połączeniu z delikatnymi problemami zdrowotnymi zaważyła o powrocie do Polski z końcówką 2018. Sam powrót nie był jakimś ogromnym szokiem dla mnie. Wiem, że był dużo większy dla siostry, która spędziła w Norwegii ponad dekadę. Ja musiałam tylko przestawić się na powrót do cen sklepowych w Polsce (przy chwili nieuwagi wszystko wydawało się na pierwszy rzut oka pozornie tanie) i do braku super pięknych widoków za oknem. Po powrocie wróciłam na studia magisterskie na tym samym kierunku co wcześniej (co delikatnie rzecz ujmując traktuję jako małą porażkę, bo liczyłam, że wyjazd do Norwegii spowoduje, że wymyślę jakąś nową lepszą alternatywę). Oczywiście teraz nie pracuję w zawodzie.
Co pobyt i praca w Norwegii mi dała? Przede wszystkim poduszkę finansową, co jest naprawdę dużym zabezpieczeniem, szczególnie w tych dziwnych i ciężkich czasach. Otworzyła mi głowę na ludzi i nową kulturę, utwierdziła mnie w przekonaniu, że Polska i Polacy mają naprawdę dużo rzeczy do dopracowania i nauczenia się w ramach relacji międzyludzkich. Norwegia uwypukliła mi wady polskiego społeczeństwa nadal nieotwartego na zmiany i zmienność innych ludzi. Myślę, że ogólnie wyjazdy na dłużej za granicę poszerzają horyzonty człowieka i nie inaczej było w moim przypadku. To, że tęsknie za Norwegią jest niezaprzeczalne. Na pewno skorzystam z okazji, by odwiedzić ten piękny kraj przy okazji odwiedzin rodziny, szczególnie chciałbym pozwiedzać nieco bardziej północ kraju. Mam dni, że żałuję tak szybkiej decyzji o powrocie, wyjeżdżając tam, myślałam raczej o około 3 latach, a wyszło, jak wyszło. Ciężko ocenić tę decyzję z perspektywy czasu i późniejszych wydarzeń. Doświadczenie bliskich osób pokazuje też, jak łatwo przegapić moment o powrocie i się zasiedzieć. Nie wykluczam powrotu do Norwegii, a już na pewno w celach rekreacyjnych. Naprawdę mi tego kraju brakuje.
Jaką radę dałabym osobie, która waha się, czy wrócić do Polski, czy zostać w Norwegii? Mogę powiedzieć jedynie, jak było w moim przypadku, ale kotłowania się myśli na pewno nie da się uniknąć. Więc tak, jeśli to czytasz i rozważasz powrót do Polski z Norwegii to:
1) zabierz kartkę i długopis, rozpisz „+ i –‘’ tego rozwiązania,
2) zaciągnij opinii niejednej osoby w tej kwestii,
3) nie zapominaj o względach ekonomicznych i tym na co możesz sobie w tym momencie pozwolić,
4) nie daj sobie wmówić, że taka, a nie inna decyzja będzie przez osoby obserwujące Cię z boku negatywnie odbierana, bo to Twoje życie i twoje wybory,
5) jeśli naprawdę Ci ciężko podjąć decyzję to ustaw sobie deadline, w którym ostatecznie zadecydujesz o tym kroku, bo wiem z doświadczenia, że bardzo łatwo jest przekładać decyzję o powrocie w nieskończoność.
Natalia – „wyjechałam do Norwegii po skończeniu studiów pielęgniarskich”
Wyjechałam do Norwegii po skończeniu studiów pielęgniarskich w Polsce, razem z partnerem. Wyjazd planowałam z agencją pracy, więc około roku wcześniej zaczęłam uczyć się języka. Od początku planowałam wyjechać tylko na okres trwania kontraktu, czyli trochę ponad 2 lata, plany się zmieniły i byłam w Norwegii ponad 3,5 roku.
Razem z chłopakiem pracowaliśmy w zawodzie. Początki były trudne, główną barierą był chyba język. Po około roku już komunikowaliśmy się bardziej komfortowo. Norwedzy potrzebują czasu, by zaufać. W niektórych miejscach byłam za krótko by kogokolwiek bliżej poznać albo gdy ja zaczynałam się aklimatyzować to zmieniałam miejsce. Główną grupą znajomych, z którymi trzymaliśmy kontakt to byli inni obcokrajowcy. To nie znaczy, że Norwedzy są niemili, ale raczej chłodni w relacjach, zyskują z czasem.
Po zakończeniu kontraktu chcieliśmy wrócić do Polski, firma nalegała, żebyśmy zostali, więc zgodziliśmy się na przedłużenie. Powoli męczyła nas niepewność i życie na walizkach, pracując z naszą agencją nie było wiadomo nigdy czy za kilka dni nie dostaniemy informacji o zmianie miejsca pracy. Potem w 2020 roku wybuchła pandemia, która pokazała, jak nagle możemy zostać odcięci od rodziny w Polsce. W tym czasie mieszkaliśmy w malutkiej miejscowość przy Narviku. Nie było widać tutaj tego, co opowiadała rodzina w Polsce. Chyba ze strachu, o to co się może wydarzyć, po wakacjach postanowiliśmy wrócić. Równocześnie myśleliśmy już o planowaniu ślubu, który oczywiście chcieliśmy wziąć w Polsce.
Najtrudniejszy był powrót do „rzeczywistości”. Ja traktowałam Norwegię jako przygodę, okazję do złapania doświadczenia zawodowego. Pierwsze pół roku w Polsce nie pracowałam, zaczęłam studia magisterskie. Denerwowało mnie podejście Polaków do wszystkiego. W Norwegii taki luz, na wszystko czas, bez stresu. Wiadomo sama praca tam była dla mnie stresem, ale to głównie przez język, same obowiązki i ludzie były z reguły świetne. A tu, ciągłe marudzenie, a to na pracę, a to na uczelnie… Bałam się wrócić do pracy.
Długo czułam się nadal jak na „urlopie” od Norwegii, że zaraz dostaniemy kolejne bilety od agencji do pracy. Na początku 2021 roku wróciłam do pracy zawodowej, jaki to był szok. Zupełnie inne podejście. Co prawda pracuję w szpitalu w małej miejscowości, ale wszędzie wyliczanie oszczędności, szukanie winnych, zamiast poprawianie niedziałającego systemu. Podczas tych trzech lat w Norwegii zobaczyłam, że da się żyć i pracować w zgodzie i bez większego stresu, nie obwiniając siebie nawzajem. Mam wrażenie, że Polacy są wychowywani w myśli, aby sobie utrudniać. Mimo że jestem już półtora roku w Polsce, nadal kłuje mnie w oczy podejście wielu ludzi, do pracy, do życia, zarobków.
Nie wiem, czy żałuję tej decyzji. Z partnerem wzięliśmy ślub, planujemy rodzinę, czekamy na swoje mieszkanie, mamy rodzinę blisko. Tęsknię za Norwegią. Czasem przychodzi na myśl wyjazd, chociaż na dwa miesiące, ale raczej nie mamy myśli, aby wrócić tam na stałe.
Nie jestem w stanie doradzić komuś kto się waha. Wszystko zależy od tylu czynników. Ja z góry założyłam, że jadę zobaczyć, jak działa ochrona zdrowia w Norwegii, pozwiedzać i zarobić. Czasem myślę, że może jakbym była w okolicach Bergen, Oslo to bym została chyba dłużej w Norwegii. Północ zimą, noce polarne, które były dla mnie ciężkim okresem, długa podróż do Polski były dużymi minusami dla mnie. Południe jest bardziej zbliżone klimatem do Polski, blisko większe miasta, to też duży plus. Z innej beczki, mój partner pewnie opowiedziałby tę historię w innych kolorach. 🙂 On częściej mówi o powrocie tam, ale też raczej na zasadzie dwa miesiące pracy tam, miesiąc w Polsce.
Zbyszek – „to była trudna decyzja, ponieważ poczułem, że Oslo i Norwegia, to moje miejsce na ziemi”
Do Norwegii przeprowadziłem się na samym początku pandemii. Dosłownie udało mi się polecieć tam ostatnim samolotem. Przed wyprowadzką do Norwegii pracowałem dwa lata dla norweskiej firmy IT i często odwiedzałem Oslo w celu spotkania się z klientem lub w celach integracyjnych. Bardzo podobały mi się kamienice w dzielnicy Frogner, ład architektoniczny, bliskość natury, brakbillboardów i ogólny porządek. Wcześniej podróżowałem po wielu miejscach tj. Australia, USA, Japonia, Iran oraz kraje europejskie i zawsze ciągnęło mnie na północ. Bardzo podoba mi się Sztokholm, Kopenhaga, Oslo oraz Bergen. Dodatkowo nie ma żadnych zobowiązań w postaci kredytu czy dzieci, więc postanowiłem skorzystać z okazji jaką dała mi firma i relokować się do biura w Oslo.
Samo życie w Norwegii podczas pandemii było bardzo spokojne. W ogóle nie odczułem, że były duże ograniczenia dla mnie. Miałem wcześniejsze doświadczenie w pracy zdalnej, więc natychmiast się przestawiłem. Cały półtoraroczny pobyt w Norwegii traktuję jak długie wakacje. Moje życie trochę zwolniło, miałem więcej czasu na realizację własnych hobby.
Skorzystaliśmy z lockdownu i podróżowaliśmy po Norwegii. Hotele były relatywnie tanie jak na ten kraj, a brak turystów pozwolił nam być w wielu znanych miejscach tj. Preikestolen całkowicie samotnie. Podczas całego mojego pobytu nie miałem wielu powodów do narzekania. Oslo mi w 100% pasowało i nadal czuję, że jest to moje miejsce na ziemi. Lubię tam wracać, ponieważ czuję się dam bardzo komfortowo.
Z rzeczy, które były dla mnie na minus, to:
- ceny alkoholu i ich dostępność kraftowego piwa – jestem beer geekiem i niestety miałem ciężkie życie w Norwegii. Niestety jest to bardzo drogie hobby, a asortyment jest dosyć ograniczony. Chociaż pod względem dostępności piw kraftowych jest w Norwegii o niebo lepiej niż w Niemczech i Austrii. Problem pojawia się z bardzo mocnymi norweskimi piwami (wymrażanymi, leżakowanymi w beczkach). Podejrzewam, że problem jest w przepisach i taniej jest wysłać takie „sztosy” (bardzo dobre piwa) za granicę niż sprzedawać je w Norwegii. Już kilka spotkałem się, z tym że w Polsce znalazłem piwa od Lerviga lub Nogne Ø, których nie widziałem w Oslo, a mieszkałem obok podobno najlepiej wyposażonego Vinmonopolet w Norwegii.
- dostępność i jakość produktów – lubię dobrze zjeść i próbować nowych produktów. Niestety w Norwegii wybór jest bardzo ograniczony. W Rema1000 lub Kiwi są te same produkty i ciężko znaleźć tam dojrzewające sery, dobrą oliwę lub inne zagraniczne produkty. Jedynym miejscem, który miał całkiem dobry wybór produktów był market na Majorstuen, ale wycieczka tam często kończyła się rachunkiem na grubo ponad tysiąc koron za kilka produktów.
- drogie restauracje i mały wybór dostępnych kuchni – mieszkając i pracując w Krakowie bardzo często wychodzę na lunch na miasto lub wieczorami do jakiejś knajpy. W miejscach, w których pracowałem zawsze była stołówka, a wyjście do restauracji to zawsze było wydarzenie. W Oslo jest kilka miejsc z kuchnią indyjską, tajską, indyjską, afrykańską lub włoską, ale w porównaniu do Krakowa czy Warszawy jest ich mało i sądzę, że jakość często stosunek jakości do ceny jest lepszy w Polsce. Brakowało mi bardzo kuchni gruzińskiej oraz dobrych pierogów.
- zarobki w IT – dla innych branż przeskok między Polską a Norwegią jest bardzo odczuwalny. Moja dziewczyna, która pracowała w korporacji w Polsce, po przeprowadzce zarabiała ponad dwa razy więcej niż w Polsce, chociaż pracowała tylko na 4/5 etatu przy wypieku pączków. Ja natomiast odczułem znaczącą redukcję w zarobkach. W Norwegii zarobki są bardzo spłaszczone i nie ma kominów płacowych jak w Polsce. Byłem przyzwyczajony, że zarobki w mojej branży bardzo odstają od średniej i pracując w Polsce jest „królem życia”. W Norwegii stałem się średniakiem. Nie było to dla mnie jakimś strasznie dużym problemem, ponieważ tłumaczyłem sobie, że to podatek od godnego życia w rozwiniętym kraju.
Minusy mogą brzmieć strasznie, ale zdecydowanie więcej zauważałem plusów z życia w Norwegii niż w Polsce. Moja dziewczyna była już zmęczona pracą przy wypieku pączków. Jednak praca fizyczna od 3-4 rano jest bardzo wymagająca. Podczas pandemii, bez płynnej znajomości norweskiego niemożliwym stało się znalezienie pracy z jej wykształceniem i ambicjami. Ja jako programista mogę znaleźć bardzo szybko pracę w dowolnym miejscu na świecie, więc zdecydowaliśmy się na powrót do Polski z Norwegii.
Dla mnie to była trudna decyzja, ponieważ poczułem, że Oslo i Norwegia, to moje miejsce na ziemi. Wyjeżdżając do Norwegii miałem w głowie, że może to być podróż w jedną stronę i byłem gotowy tam zamieszkać na dłużej. Czułem się w Oslo lepiej niż w domu, więc podczas powrotu i jeszcze kilka miesięcy po, było mi bardzo smutno, że znowu wróciłem do Krakowa.
Najpierw wróciła moja dziewczyna w celu znalezienia pracy w Polsce. Dosyć szybko ją znalazła, więc wtedy ja zacząłem proces przeprowadzki. Wysłałem trzy kartony z rzeczami do Polski za pośrednictwem polskiej firmy przewozowej, złożyłem wypowiedzenie w Norwegii i zrobiłem rozeznanie wśród znajomych dotyczące otwartych pozycji w ich firmach. Po tygodniu miałem już zaklepaną pracę w Polsce. Przeprowadzka poszła bardzo sprawnie. Mamy w tym doświadczenie, bo często zmieniamy miejsce zamieszkania.
Miałem mnóstwo obaw. Wyprowadzając się z Polski czułem ulgę, teraz musiałem wrócić i czułem się jakbym dostał cios w przeponę. Rzeczy, które spowodowały moją wyprowadzkę znowu do mnie wróciły. Musiałem zmierzyć się nieładem architektonicznym polskich miast, kiepskim planowaniem przestrzennym, mnóstwem reklam, bilbordów, polską polityką i smutnymi ludźmi na ulicach. Dodatkowo Kraków zmienił się na gorsze. Liczyłem, że przez pandemię mieszkańcy staną się ważniejsi, ale nic z tego. Nadal panuje tutaj betonoza, likwidacja fajnych miejsc dla lokalsów w celu budowania hoteli lub centrum biurowych. Brakuje mi tutaj parków. W Norwegii czułem, że miasta są dla mieszkańców (mnóstwo dróg rowerowych, placów zabaw). Tutaj nadal panuje dziki kapitalizm.
Jak wspomniałem wcześniej było mi bardzo ciężko. Gdy wyprowadziłem się z Norwegii, to czułem jakby, ktoś wyrwał mi korzenie. Byłem tam tylko 1,5 roku, ale się zaadaptowałem. Mieszkałem wcześniej w innych miejscach przez dłuższe okresy, ale nigdy nie czułem czegoś podobnego.
Jednak po 9 miesiącach od przeprowadzki smutek ustąpił miejsca zdrowemu rozsądkowi. W Polsce mam o wiele więcej możliwości oraz zasobów na rozwój i inwestycje niż w Norwegii. Staram się z tego korzystać. Chodzę często do restauracji, kupuję produkty, których nie mógłbym znaleźć w Norwegii, dużo podróżuję, oszczędzam i pomnażam kapitał. W Polsce też da się żyć. Ba nawet na lepszym poziomie niż w Norwegii.
Tak, żałuję powrotu, ale biorąc pod uwagę rachunek zysków i strat, decyzja była słuszna. Tęsknię za Norwegią, chciałbym tam wrócić, ale tę chwilę i w obecnej sytuacji jest to ciężkie. Zbudowanie godnego życia w Norwegii zajęłoby mi tam kilka lat (kupno mieszkania oraz domu, zbudowanie odpowiedniej poduszki finansowej itp.). Jeśli byłbym młodszy, to z pewnością by wrócił. Może, gdy zdecyduję się na rozkręcenie własnego biznesu, to Norwegia będzie w zasięgu. Nadal kontynuuje naukę języka norweskiego, więc może go wykorzystam w przyszłości do budowania relacji biznesowych.
Dominika – „wróciliśmy w 2011 roku, mąż nadal mieszka i pracuje w Norwegii”
Wyjechałam do Norwegii w 2006 roku, było to tuż po ukończeniu szkoły średniej i ślubie. Decyzja ta była zaplanowana i przemyślana. W Norwegii od kilku lat przebywał mój chłopak, narzeczony a później mąż. Od samego początku planowaliśmy, że będzie to „nasze miejsce”. Początki były trudne, samo uzyskanie pozwolenia na pobyt w ramach „łączenia rodziny”, było skomplikowanym procesem, musieliśmy odwiedzać komisariat policji i udowadniać, że nasze małżeństwo nie jest fikcyjne i zawarte tylko dlatego, że chciałam uzyskać pozwolenie na pobyt i pracę. Problemem dla mnie była także bariera językowa, znałam świetnie francuski, ale jak wiadomo nie jest to język szczególnie popularny. Szybko zdecydowałam się na kurs językowy, mieliśmy sporo znajomych Norwegów, więc nauka języka poszła sprawnie. Żyło się nam coraz lepiej.
Decyzja o powrocie była bardzo trudna, nigdy tego nie planowałam. Zdecydowałam się na powrót w związku z chorobą w najbliższej osoby w rodzinie. Początkowo miało to być kilka miesięcy pobytu w Ojczyźnie. Byłam wtedy już mamą, czteroletni syn super odnalazł się w przedszkolu, nie chciał wracać i wtedy zdecydowałam, że zostaniemy w Polsce.
Najtrudniejsze w powrocie było pozostawienie w Norwegii męża, bo od samego początku było wiadomo, że powrót do Polski z Norwegii, mój i syna, nie oznacza jego powrotu. Wróciliśmy w 2011 roku, mąż nadal mieszka i pracuje w Norwegii.
Odnalezienie się w Polsce nie było problemem. Miałam duże wsparcie w rodzinie i wśród przyjaciół, bardzo mi ich wszystkich brakowało przez te 5 lat pobytu w Norwegii. Bardzo jednak tęskniliśmy i nadal tęsknimy za mężem i tatą. Cieszyłam się także że będąc w Polsce mogę zacząć wymarzone studia.
Zdarzają się momenty, że bardzo żałuję powrotu do Polski i one związane są często z sytuacją polityczną, podejmowanymi przez rząd decyzjami. Czas pandemii też był trudny, gdy nagle okazało się, że nie mogę widywać się z mężem tak często, jak byśmy chcieli. Myślę, że decyzja o powrocie była dobra w momencie, w którym ją podejmowałam. Tęsknię za Norwegią, jej przyrodą, możliwościami, jakie daje życie w tym kraju. Myślę, że z chęcią bym wróciła, i być może kiedyś się to zdarzy.
Czy dałabym jakąś radę osobie, która stoi przed podjęciem decyzji o powrocie? Żeby słuchać nie tylko serca, ale i rozumu. Żeby wszystko dobrze przeliczyć, w Norwegii żyje się spokojniej, jeśli chodzi o kwestie finansowe. Do Norwegii jeżdżę teraz turystycznie i to jest super! Będąc tam kilka lat nigdy nie udało mi się zobaczyć tyle rzeczy, co podczas wyjazdów wakacyjnych, zawsze myślałam, że mamy czas, w weekendy był odpoczynek od pracy, a teraz przyjeżdżam i planuję. Mam nadzieję, że w te wakacje również uda mi się przyjechać na 4 tygodnie.
Justyna – „po 11 latach zaczynaliśmy życie jakby w nowym miejscu, ale bardziej u siebie”
Do Norwegii wyjechałam w celach zarobkowych, byłam po studiach i marzyłam o tym, by wyjechać, trafiło na Norwegię. Najpierw pojechał mój chłopak, a miesiąc później doleciałam do niego ja. Pracę załatwił mu kolega przy rozwożeniu gazet, natomiast ja szukałam pracy przy sprzątaniu. Mieszkaliśmy w piwnicy razem z resztą znajomych. Początki pracy były trudne, nawet sprzątać trzeba się nauczyć, aby robić to sprawnie. Była zima 2010 roku (najgorsza, jaką kiedykolwiek widziałam), wielkie mrozy -30°C, śniegu po pachy, a my na tych gazetach… Chciałam wracać. Po kilku miesiącach pracowałam na 2 etaty, nocą rozwoziłam gazety (przez 7 dni w tygodniu), a w dzień sprzątałam na swojej działalności. Po roku wyprowadziliśmy się do normalnego mieszkania, a po 3 latach kupiliśmy dom. Żyło nam się dobrze i nie planowaliśmy wracać do Polski. Mieliśmy nowych znajomych i w końcu wolny jeden dzień w tygodniu. Trochę podróżowaliśmy, bawiliśmy się, pracowaliśmy, czyli w sumie zwykłe życie. Do Polski lataliśmy rzadko, tylko po to, by odwiedzić rodzinę, po kilku dniach już chcieliśmy wracać.
W 2017 urodziłam pierwsze dziecko i wtedy mąż zaczął przebąkiwać o powrocie, ale jeszcze bez żadnego planu. Zastanawialiśmy się kilka miesięcy, w końcu zapadła decyzja -wracamy, daliśmy sobie jeszcze kilka lat na powrót do Polski z Norwegii. Po urodzeniu drugiego dziecka zaczęliśmy się przygotowywać do powrotu. Nasi znajomi byli w szoku jak im o tym powiedzieliśmy, wcześniej nie braliśmy w ogóle takiej opcji pod uwagę. Wybuchła pandemia, więc nasz powrót przeciągnął się od maja do końca lipca, ale nawet w lipcu jakoś specjalnie nie czekaliśmy, żeby jak najszybciej już stąd wyjechać. Sprzedaliśmy dom, samochód itd. Na szczęście podróż z dwójką małych dzieci, samochodem, promem i przez cała Polskę na samo południe przebiegła sprawnie. I tak po 11 latach zaczynaliśmy życie jakby w nowym miejscu, ale bardziej u siebie. W Polsce czekało na nas wynajęte mieszkanie. Dzieci poszły do placówek, starszemu 3-latkowi było ciężko przestawić się z norweskiego przedszkola na polskie. Zaczęłam tęsknić, brakowało mi tych wszystkich pięknych widoków, norweskiego powietrza i wody. Próbowałam ogarnąć rzeczywistość. Po roku już nie wyobrażałam sobie powrotu nad fiordy, przestałam tęsknić. Dziś, prawie po dwóch latach w Polsce uważam, że była to dobra decyzja. Chętnie wybrałabym sie do Norwegii turystycznie, może uda się w tym roku. Osobom, które wahają czy wrócić, czy zostać, radziłabym spróbować, tylko wtedy przekonają się, gdzie jest ich miejsce, w którym kraju czują się lepiej.
Moje treści okazały się dla Ciebie pomocne, ciekawe? Kliknij i postaw mi wirtualną kawę. Dzięki temu wspierasz moją pracę na Kierunek Norwegia. Dziękuję!