Widząc jezioro Lovatnet od razu zdejmuję nogę z gazu. Jadę powoli, nie tylko ze względu na wąską drogę, ale zdecydowanie bardziej ma na to wpływ sielska okolica. Gdybym miała opisać to jezioro i to, co wokół niego jednym słowem, byłoby to właśnie określenie „cisza”. Turkusowa woda, wysokie trawy, mało ludzi, dookoła góry i cisza i spokój. A na końcu drogi kolejna niespodzianka, czyli lodowiec Kjenndalsbreen. Te piękne okolice niestety noszą również piętno wielkiej tragedii, której ślady możemy oglądać do tej pory.
Jezioro Lovatnet
Jezioro Lovatnet nie jest duże, zajmuje powierzchnię około 10 km² i leży w Sogn og Fjordane, tuż obok małej miejscowości Loen. W najgłębszym miejscu jezioro ma 138 metrów głębokości. Co wyróżnia akurat to jezioro na tle kilku tysięcy innych norweskich jeziorek? Jest to niesamowicie zielony kolor wody, olbrzymie skały dookoła i cisza w okolicy.
Wokół jeziora prowadzi wąska, jednopasmowa droga, a poruszanie ułatwiają zatoczki umożliwiające mijanie się aut. Jedźcie do samego końca trasy, im dalej, tym piękniejsze widoki. Po drodze mijacie prywatne domy, starą osadę z tradycyjnym drewnianymi domami oraz miejsca, w których można przenocować.
Oprócz sielskich widoków na pewno Waszą uwagę zwrócą liczne tabliczki ostrzegawcze „Uwaga spadające kamienie”. Trasa momentami znajduje się tuż pod pionowymi skałami. A te okolice naznaczone są tragedią związaną z kamiennymi lawinami. Ostrożność wskazana.
Lodowiec Kjenndalsbreen
Po pewnym czasie dojedziecie do prywatnej, płatnej drogi. Trzeba tutaj dokonać opłaty 40 nok, pieniądze oraz wypełniony druczek papieru wrzucić do skrzynki. Pamiętajcie o długopisie, będzie potrzebne do wypisania dokumentu.
Jadąc do samego końca drogi traficie na spory parking w dolinie Lodalen. Stąd już tylko krótki spacer przez las (10 minut) i możecie obejrzeć lodowiec Kjenndalsbreen z daleka. A raczej to, co po lodowcu zostało. To kolejne miejsce, które uświadamia jak bardzo zmienia się klimat.
Kjenndalsbreen przed laty:
Kjenndalsbreen obecnie:
Dalsza droga jest ogólnie zakazana ze względu na spadające kamienie. Oczywiście spora część osób udaje, że znaków ostrzegawczych nie widzi. Polecam zachować zdrowy rozsądek, bo w tych okolicach o świeże kawałki odpadających skał nie trudno. Zwłaszcza pod topniejącym lodowcem.
W drodze powrotnej polecam zajechać do małej kawiarni Kjenndalsstova (otwarta od maja do września), wypić tutaj kawę i zjeść gofra. Na zewnątrz znajduje się malutki pomost, a patrząc na wodę z bliska nie możemy wyjść z zachwytu nad jej kolorem. Po prostu przepięknie zielona, aż trochę nierealna.
Osuwisko w Loen
Nad Loen miały miejsce dwa duże osuwiska gór. Pierwsze 15 stycznia 1905 roku. Część góry o powierzchni 50 000 m³, czyli około 870 000 ton głazów i kamieni zeszło z góry Ramnefjellet (1493 m.) prosto do Lovatnet. Wywołało to falę tsunami wysoką na około 40 metrów. Jeden ze statków turystycznych „Lodalen” został przeniesiony przez wodę aż 350 metrów w głąb lądu. Do dzisiaj możemy zobaczyć wrak tego statku.
źródło: Av Sundgot – Eget verk, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=80324736
Dwie miejscowości – Nesdal oraz Bødal zostały zmiecione z powierzchni ziemii. Mieszkało tam 61 osób, z czego tylko 9 przeżyło straszliwą katastrofę. Ciał większości nie odnaleziono, prawdopodnie spoczywają na dnie jeziora Lovatnet. Zginęło również mnóstwo zwierząt.
Mimo wielkiej tragedii, która spotkała te okolice odbudowano gospodarstwa i starano się żyć dalej. Na pamiątkę tragicznych wydarzeń postawiono pomnik w miejscowości Nessoden.
Niestety nie była to ostatnia katastrofa w tym miejscu. Po 31 latach nadeszła kolejna tragedia. 13 września 1936 roku, świtem, o godzinie 5 rano miało miejsce kolejne osuwisko. Tym razem z Ramnefjellet oderwała część góry o powierzchni około miliona m³. Wywołało to jeszcze większą i jeszcze bardziej niszczycielską falę tsunami o wysokości 70 m. Fala zniszczyła wszystko, co napotkała na swojej drodze. Tym razem zginęło około 74 osób, a kolejne 41 nigdy nieodnalezionych spoczęło w jeziorze.
Lodalsulykkene
Obie te katastrofy noszą nazwę Lodalsulykkene. Po wydarzeniach z 1936 roku w tych okolicach nie zamieszkał już nikt. Okolica nazywana się przeklętą, a cisza i nietypowa atmosfera tych tragicznych okolic wyczuwana jest cały czas.
Objeżdżając dookoła jezioro Lovatnet, traficie na tablice informacyjne oraz miejsce pamięci tych, którzy w tym miejscu zginęli. Jest tam m.in. tablica z imionami i nazwiskami wszystkich 135 ofiar osuwisk. Możecie zejść również w dół i zobaczyć pozostałości po tsunami, czyli m.in. wrak statku.
Ku pamięci ofiar postawiono również wielki krzyż, który przypomina o katastrofie odwiedzającym to miejsce.
Jedną z osób, która przeżyła te tragiczne wydarzenia był Anders Bødal. W chwili katastrofy miał tylko 12 lat. Porwała go fala tsunami, ale jakimś cudem znalazł grunt pod nogami i udało mu się pobiec wysoko w góry. W wyniku katastrofy stracił 14 bliskich mu osób, po tragicznych wydarzeniach zamieszkał w Voss u swojej starszej siostry. Przez wiele lat był dyrektorem szkoły w Kaupanger. Przez lata udzielił wielu wywiadów oraz wykładów, podczas których opowiadał o tragicznych losach, które wstrząsnęły jeziorem Lovatnet. Anders zmarł w wieku 87 lat w 2012 roku.
Loen obecnie
Aktualnie najwięcej osób przybywających w te okolice wybiera się głównie, aby popodziwiać piękne jezioro, dziką naturę i góry. Nie ma się co oszukiwać, jest tutaj pięknie. Zachęca dolina Lodalen, lodowiec i pobliska miejscowość Loen. W lecie w zimnym jeziorze kąpią się okoliczni mieszkańcy, a góry można oglądać również z perspektywy statku biorąc udział w jednym z rejsów turystycznych.
Szukasz ciekawych miejsc w tej części Norwegii? Zobacz koniecznie mój przewodnik po Norwegii pełen świetnych miejsc również w okolicach Loen i Olden.
Przepiękne 🙂 dopisałam kolejny punkt na trasie z Bergen na Lofoty 🙂 Pozdrawiam!