Erasmus w Norwegii

Erasmus w Norwegii – czy warto?

Sylwia

Co roku z programu studenckiego Erasmus korzysta mnóstwo polskich studentów. Wielu z nich decyduje się na wyjazd do Norwegii. Jak wygląda Erasmus w Norwegii? Co warto wiedzieć przed podjęciem decyzji? Co z kosztami życia, jak wygląda nawiązywanie relacji? Te i szereg innych pytań zadałam kilku studentom, którzy są lub byli na Erasmusie w Norwegii. Poznaj ich doświadczenia w różnych miastach w całym kraju, ich spojrzenie na Norwegię oraz system szkolnictwa w kraju nad fiordami.

Erasmus w Norwegii – historie studentów

Bartek, Stavanger

Na Erasmusie byłem w Stavanger, w wieku 26 lat, w roku akademickim 2018-2019. W Polsce studiowałem budownictwo, ale w Stavanger wybrałem głównie przedmioty z kierunku Industrial Asset Management. Po Erasmusie skończyłem magisterkę w Polsce i wróciłem do Stavanger. Nie pracuję jednak w zawodzie, prowadzę firmę remontową.

Dlaczego Stavanger? Znałem wcześniej to miasto, przyjeżdżałem tu w wakacje od kilku lat trochę popracować. Chciałem kolejny letni sezon zacząć wcześniej niż zazwyczaj, a że w Norwegii wakacje akademickie zaczynają się dużo wcześniej niż w Polsce (w moim przypadku 4 maja vs. standardowe 1-10 lipca), to taki Erasmus w Norwegii był mi na rękę. Mieszkałem w mieszkanku, które wynajmowałem już w wakacje od kilku lat, więc ominęło mnie sporo uroków akademickiego (aka akademikowego) życia.
Na studiach zaskoczyło mnie wszystko:

  • malutkie grupy, 
  • mnóstwo pracowników administracyjnych gotowych pomóc z każdą błahostką, 
  • nacisk na pracę grupową, grupowe projekty, grupowe prezentacje
  • (wiąże się z poprzednim punktem) pół wydziału to kilkuosobowe pokoiki do prac grupowych, 
  • bardzo mało wykładowców będących rodowitymi Norwegami,
  • genialny poziom technologiczny: potężne komputery do obliczeń, licencje do bardzo drogich programów,
  • masa przedmiotów/zajęć nie z pracownikami uniwersyteckimi, a z ludźmi z przemysłu na co dzień pracującymi w prywatnych firmach,
  • sumarycznie, dużo mniej godzin poświęconych na naukę niż w Polsce.
  • Na niektóre zajęcia nie musiałem chodzić (tzn. nie musiałem chodzić na żadne, nikt nigdy nie sprawdzał żadnej obecności, ale w tym punkcie chodzi mi o konkretne przedmioty). Na auli było kilka kamer (na wykładowcę, rzutnik i tablicę), dodatkowo wykładowca miał mikrofon, więc jak nie chciało mi się wstawać i jechać, to mogłem z łóżka wyglądać wykład, no i, ucząc się do egzaminów, miałem oczywiście do archiwum dostęp (to może mniej dziwić w 2022 roku, ale w czasach prepandemicznych zbierałem szczękę z podłogi)
  • Wszystkie prezentacje i materiały z zajęć mieliśmy dostępne w chmurze (co w Polsce nie zawsze miało miejsce, np.skany książek sprzed 20 lat były chronione jakimś patentem).
  • Na tych przedmiotach, które kończył egzamin (a to nie reguła, większość zaliczało się prezentacją/projektem), egzamin był kozacko trudny. Do tego było pełno wolontariuszy w podeszłym wieku (obstawiam że emerytowani wykładowcy) pilnujących, żeby nikt nie ściągał. Serio, ściąganie/plagiat to tu chyba najcięższa zbrodnia.
  • Co do samych egzaminów — byłem jak większość ludzi w szortach i T-shircie.
Erasmus w Bergen

Niestety na moim kierunku było mało Norwegów. Do tego z Erasmusa byłem jedynym studentem (razem z koleżanką z mojej polskiej uczelni). Większość pochodziła z krajów Bliskiego Wschodu, północnej Afryki i Ameryki Południowej i studiowała tam dłużej niż 1/2 sem. „erasmusowej” wymiany (w ramach jakichś innych umów między Norwegią a ich krajami). Super zgadałem się z dwójką Norwegów i mamy dobry kontakt do dzisiaj. Właściwie, z racji specyfiki pracy, nie spotykam na co dzień w Norwegii rówieśników i to właśnie ci koledzy ze studiów są moimi najbliższymi w Norwegii. 

Koszty życia. Śmiech. To „erasmusowe” stypendium (wówczas 500 euro, czyli 5000 norweskich koron) pokrywało niecałą połowę moich skromnych wydatków (btw, teraz i tak nie dowierzam w ówczesną oszczędność, regularnie schodzi mi 2-3 razy więcej). Nie pracowałem dodatkowo, ale, jak wspomniałem, po skończeniu wymiany z dnia na dzień zabrałem się za pracę. 

Czy zdecydowałbym się znowu? NIE. Zacząłbym i zakończył studia już tutaj, to w Polsce to według mnie żart. Przyjeżdżajcie! Musicie się liczyć z tym, że do biznesu dołożycie. Angażujcie się w jak najwięcej dodatkowych zajęć/grup/stowarzyszeń. Nie pakujcie garniturów. 

Katarzyna, Bergen

Z początkiem 2022 roku wyruszyłam do Norwegii. Nie była to specjalnie przemyślana decyzja, ale z perspektywy czasu wiem, że lepszej nie mogłam podjąć!

Sam proces aplikacji na Erasmusa nie był skomplikowany. Na mojej uczelni obowiązkowo należało złożyć podanie w systemie USOS, przesłać list motywacyjny, CV, przystąpić do egzaminu z języka angielskiego oraz przejść rozmowę kwalifikacyjną. Po pozytywnym rozpatrzeniu wniosku uczelniany Dział Współpracy Międzynarodowej organizował cykliczne spotkania, na których przeprowadzono studentów krok po kroku przez wszystkie procedury. Najważniejsze i jednocześnie najtrudniejsze było dotrzymanie terminów. Pojawiły się również pewne trudności wynikające z kwestii technicznych — nasz uczelniany system okazał się być niekompatybilny z norweskim. Obydwie uczelnie starały się jak najszybciej rozwiązać zaistniałe problemy – tempo odpisywania na maile było wręcz ekspresowe, do wielu kwestii koordynatorzy po obu stronach podeszli po ludzku – jeśli nie da się na teraz, to proszę uzupełnić później.

Każdy student z wymiany miał zagwarantowane miejsce w akademiku. Organizacja Sammen pozwala na utworzenie listy preferencyjnej co do typu pokoju, typu akademika itd. Zastrzega sobie jednak, że nie musi brać owej listy pod uwagę przy przydzielaniu zakwaterowania. Tym sposobem aplikując o jednoosobowy pokój w małym mieszkaniu blisko centrum, dostałam dwuosobowy pokój w dzielonym mieszkaniu, w dużym akademiku zdecydowanie daleko od centrum miasta. Podobny los spotkał każdego z moich 13 współlokatorów, ale skoro nie mogliśmy już nic z tym zrobić, po prostu zaakceptowaliśmy dany stan rzeczy. Budynek, w którym mieszkałam, w większości zajmowali studenci zagraniczni.

Z jednej strony było dosyć wielokulturowo, z drugiej dało się wyczuć dystans między nami a Norwegami. Osobiście nie nawiązałam żadnej trwałej znajomości z lokalnym studentem pochodzącym z Norwegii, jednak ponieważ polska reprezentacja w tym kraju jest dość silna, zaprzyjaźniłam się z chłopakiem polskiego pochodzenia. Zaprzyjaźniłam się z kolei z osobami z innych państw – mieliśmy do dyspozycji góry, fiordy, jeziora i cudowny, świetnie zorganizowany akademik. Wszystko to sprzyjało nawiązywaniu przyjaźni. W samym „miasteczku studenckim” znajdował się również klub studencki (Club Fantoft) i Studnets Center z siłownią. Zarówno organizacja Sammen, jak i Fantoft TU organizowały wiele wydarzeń sprzyjających integracji.

Przed wyjazdem przyswoiłam podstawowe informacje o Norwegii i Bergen. Wydawało mi się, że wiem sporo o tym kraju, ale wszystko, co przeczytałam, zaskoczyło mnie intensywnością. Wiedziałam, że będzie drogo, że pogoda nie będzie najlepsza, że Skandynawowie ogólnie trzymają się na dystans, ale… nie, że aż tak! Na początku byłam bardzo przybita krótkim dniem, brakiem słońca, ciągłym deszczem i wiatrem. Nie sądziłam, że będzie to dla mnie aż tak trudne. Z drugiej strony, kiedy w końcu do Bergen zawitała wiosna wynagrodziła to wszystko z nawiązką. Samych Norwegów odebrałam jako ludzi niezwykle życzliwych, pomocnych, kiedy zajdzie taka potrzeba, ale jednak co do zasady nieszukających kontaktu. No, chyba że są pijani. To jak bardzo spokojne miasteczko zmieniało się w piątek po godz. 22.00 (i we wtorek 17 maja po godz. 18.00) o 180 stopni było dla mnie dość szokujące – jakby wszelkie granice zniknęły.

Podczas całej wymiany pracowałam jednocześnie na cały etat. Po podjęciu decyzji o wyjeździe zebrałam całą swoją pewność siebie i powiedziałam mojej szefowej o planach związanych z wymianą, z nadzieją, że pozwoli mi pracować przez kolejne pół roku zdalnie. Na szczęści nikt w firmie nie miał z tym żadnego problemu! Zależało mi na takim rozwiązaniu nie tylko dlatego, że bardzo lubię swoją pracę, ale również wiedziałam, że Norwegia jest po prostu drogim krajem. Sam akademik (3330 NOK) oraz bilet miesięczny na komunikację miejską (455 NOK) pochłaniały ok. 70% mojego stypendium. Nie wiem, czy za pozostałą kwotę byłabym w stanie się utrzymać, jednak z pewnością musiałabym odmówić sobie wszelkich przyjemności – od wyjścia na miasto ze znajomymi, przez karnet na siłownię po wycieczki do innych miejscowości. Będąc na wymianie w Norwegii otrzymuje się również tutejszą legitymację studencką, która uprawnia do zniżek do 30 roku życia. Był to bardzo pomocny dokument nie tylko przy planowaniu podróży, a także w wielu punktach usługowych i gastronomicznych.

Kiedy już zaakceptowaliśmy, że pogoda jest, jaka jest i lepsza nie będzie, zaczęliśmy planować podróże. Korzystając ze zniżek studenckich wiele osób zimą wybrało się do Tromsø, wiosną do Oslo, latem na Lofoty. Kolejno odwiedzaliśmy Stavanger, Trondheim lub Trolltungę. Utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że dokonałam dobrego wyboru, stawiając na Norwegię. Pomijając wszystkie inne aspekty uważam, że ten kraj jest po prostu piękny, ale żadne zdjęcie nie jest w stanie tego oddać.

Bardzo dobrze wspominam również same zajęcia na uczelni. Uniwersytet w Bergen to spełnienie moich uniwersyteckich marzeń. Nie, żeby pewne przedmioty nie spędzały mi snu z powiek, ale wiedza, którą przyswoiłam naprawdę była warta zachodu! Bardzo podobało mi się partnerskie podejście wykładowców do studentów, zachęcanie nas do dyskusji z wyraźnym podkreśleniem, że nie ma złych odpowiedzi, o ile jesteśmy w stanie je uzasadnić i sposób przeprowadzenia egzaminów (UiB posiada osobny budynek tylko na egzaminy). Na listę minusów należy wpisać bardzo drogie książki. Za swoje zapłaciłam łącznie ok. 2000 NOK i były to podręczniki tylko na jeden semestr, do trzech przedmiotów.

erasmus w Norwegii

Na wydziale mieszkają dwa przepiękne, puszyste koty – Advokatten i Pur Juss. W przeciwieństwie do polskich uczelni (a studiowałam łącznie na trzech) miałam wrażenie, że wydział jest całkowicie do dyspozycji studentów – mogliśmy wejść do budynku oraz do biblioteki o każdej porze za pomocą legitymacji, wykładowcy odpowiadali na każde mailowo zadane pytanie, administracja służyła radą w każdej formalnej kwestii.

Podsumowując, Erasmus w Norwegii był wspaniałą przygodą. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie lepszego zakończenia studiów. Żałuję jedynie, że nie mogłam zostać w Norwegii na dłużej. No i że nie udało mi się zobaczyć zorzy, ale może to dobrze, bo mam kolejny powód, żeby wrócić do cudownego Bergen.

Anita, Oslo

Pochodzę z małej miejscowości — Opoczno. Od czasów studiów mieszkam w Warszawie, gdzie pracuję jako drugi fotograf. Na Erasmusie byłam od stycznia do końca maja 2022 roku na University of Oslo.

Z chłopakiem od 2 lat chcieliśmy wspólnie wyjechać na naukę zagranicą. Początkowo miała to być Finlandia, ale okazało się, że termin składania podań minął. Nie byłam szczęśliwa z tego powodu. Drugim wyborem była Norwegia. Do jakiegokolwiek wyjazdu przekonał mnie wysoki poziom nauczania — uniwersytet w top 100 na świecie. Zależało mi na nauce i zdobywaniu doświadczenia w języku angielskim. 

Na Uniwersytecie Warszawskim, aby dostać się na Erasmusa wymagali średniej co najmniej 3,5, nie mogłam mieć żadnej poprawki, druga uczelnia musiała mnie przyjąć oraz musiałam posiadać potwierdzenie znajomości języka angielskiego B2. Proces oceniam na średnio trudny, było dużo papierologii.

Po pierwszym miesiącu w Norwegii stwierdziłam, że to nie jest miejsce dla mnie. Wkurzała mnie ta cisza i spokój. Śmiesznie to brzmi z dzisiejszej perspektywy. Po czasie zaczęłam to doceniać. Dużo zwiedzałam i sporo fotografowałam. Wiele czasu spędzałam w bibliotece uniwersytetu, dostępnej dla wszystkich, co mile mnie zaskoczyło. Na wejściu biblioteki UW pilnuje dwóch goryli, plus koniecznie trzeba skanować kartę. Brak inwigilacji na każdym kroku pozwolił mi wreszcie poczuć się jak dorosła osoba —studentka. Zajęcia były na wysokim poziomie. Wiele mini rozmów pomiędzy studentami, takie trochę burze mózgów, kreatywnych zadań i projektów. Czułam się szanowana przez nauczycieli, wszyscy byli mile nastawieni do studentów, mogłam swobodnie powiedzieć to, co myślę. Wymagania, zadania testowe, termin egzaminu — były jasno wytłumaczone na pierwszych zajęciach (na UW nigdy tego nie doświadczyłam). 

Oslo

Co do Norwegów —  myślałam, że to naród bardziej dbający o kwestie np. ograniczenia plastiku. W sklepach przy kasie są rozłożone torebki plastikowe i każdy z nich korzysta, aby zapakować swoje zakupy, dużo owoców i warzyw zapakowanych w plastik, to był szok. Niemiłym zaskoczeniem był niewielki wybór produktów wege z porównaniem do Polski. Zaskoczyło mnie też to, że:

  • są bardzo „mięsnym” krajem,
  • niesamowita czystość w lasach,
  • uśmiechy się do mnie jak spotkamy się spojrzeniem,
  • mieszkania do wynajęcia w 90% nie umeblowane, nowe meble na śmietnikach,
  • starsi ludzie dobrze mówiący po angielsku,
  • wszędzie płatność kartą, ludzie nie mają często gotówki w domu,
  • świetna komunikacja miejska —  30 minut i już jestem nad jeziorem,
  • problem z narkotykami w samym centrum miasta. 

Co z kontaktami z innymi studentami? Właśnie jesteśmy w drodze do dwóch znajomych. Jeden był już u nas, reszta w planach. Są 3-4 osoby, z którymi chcę trzymać kontakty na zawsze. Nigdy nie miałam takich dobrych znajomych. Było sporo różnych wydarzeń jeśli ktoś chciał kogoś poznać (organizacja uniwersytetu pod tym względem na 6 z plusem).

Ważną kwestią są pieniądze, z programu Erasmus dostałam 520 euro na miesiąc. Dodatkowo ze względu na to, że jestem osobą niepełnosprawną, otrzymałam około 200 euro. To wystarczyło na pokrycie kosztów wynajmu i na trochę wyżywienia. Uprawianie sportu to było sportu (chodziłam na basen) wyzwanie dla portfela, dopóki nie odkryłam karty Athletica. Duża pomoc ze strony rodziców odjęła nam problemów. Znaleźliśmy przewoźnika, który z Polski przywiózł nam trzy mega paczki jedzenia. Koszty życia —  oszczędzaliśmy jak się dało. Meble, akcesoria domowe mieliśmy wszystkie z drugiej ręki za darmo lub za grosze. Znaleźliśmy akademik nie z oferty uniwersytetu tylko prywatny, w którym czynsz był mniejszy. Trochę pieniędzy też odłożyliśmy wcześniej na ten cel, więc było nam łatwiej. Zwiedzałam Oslo tylko za darmo, a zobaczyłam ogrom rzeczy, dla miłośników przyrody to raj (pomijam koszt biletu komunikacji).

Czy drugi raz zdecydowałabym się na Erasmusa również w Norwegii? Trzy razy tak. Co więcej, planuję już powrót! Studia za rok to mój cel i marzenie. 

Karolina, Oslo

Nazywam się Karolina, pochodzę z Żywca (mała miejscowość na południu polski), ale od dwóch lat studiuję i mieszkam w Krakowie. Od sierpnia tego roku jestem na Erasmusie w Oslo i tutaj realizuję swój piąty semestr studiów. Semestr zimowy w Norwegii zaczyna się wcześniej niż w Polsce, bo już w drugiej połowie sierpnia jednak czas jego trwania jest podobny (egzaminy są końcem listopada/początkiem grudnia). Moje pierwsze bliższe zetknięcie z kulturą Norwegii miało miejsce w gimnazjum, gdy serial „SKAM” stał się światowym hitem. Serial się skończył, ja zaczęłam dorastać i coraz częściej gdzieś z tyłu głowy pojawiała się chęć odwiedzenia tego skandynawskiego kraju.

Gdy pojawiła się możliwość złożenia aplikacji do programu Erasmus+ końcem 2021 roku, zaczęłam rozważać różne miejsca. Mając na uwadze nieprzewidywalność decyzji rządów odnośnie do obostrzeń, skrupulatnie obserwowałam, jak poszczególne kraje zarządzają kryzysem. Okazało się, że kraje skandynawskie nie narzucają obywatelom drastycznych ograniczeń i jednocześnie dobrze sobie radzą, minimalizując starty. Decyzja została podjęta. Od sierpnia mieszkam w Oslo. 

Jestem bardzo zadowolona z mojego wyboru. Oslo jest bardzo dobrze rozwinięte pod względem komunikacji miejskiej i dostępu do informacji. Praktycznie każdy Norweg rozmawia w języku angielskim, co ułatwia codzienne życie w tym kraju. Rozkłady jazdy na przystankach, informacje turystyczne, plan uczelni, aplikacje do poruszania się w Oslo, czy nawet ważne komunikaty w transporcie publicznym również są podawane w dwóch językach (Norweskim i Angielskim). Kolejnym ważnym atutem dla mnie jest brak zanieczyszczenia krajobrazu reklamami. Kraj ten naprawdę jest bardzo powściągliwy w kontekście reklam, których osobiście nie spotkałam w innej formie niż Citylighty czy krótkie spoty emitowane na YouTube. Możliwości konsumpcyjne również są tu bardzo ograniczone. Przyzwyczajona do różnorodności sklepów i mnogości ogromnych galerii handlowych w Krakowie, przeżyłam lekki szok. Nie udało mi się znaleźć w Oslo galerii, która by choć trochę przypominała te nasze polskie, przepchane różnorakimi sklepami i wypełnione przechadzającymi się po nich klientami.

Jeśli chodzi o kontakty z rówieśnikami już na pierwszym spotkaniu dla Erasmusów zostaliśmy ostrzeżeni, że Norwegowie tworzą z reguły „bańki socjalne” i są zdystansowani. Osobiście łatwiej mi było nawiązać znajomości ze studentami przyjezdnymi z innych krajów, ale jednocześnie Norwegowie, z którymi miałam kontakt do tej pory, byli bardzo sympatyczni. Faktycznie zauważalne są na zajęciach utworzone podgrupy, w których trzymają się tutejsi studenci. Nie spotkałam się jednak z niechęcią z ich strony, do pracy nad projektem z losowo przydzielonymi partnerami. Warto też podkreślić, że zdobywanie wyższego wykształcenia jest tutaj traktowane dosyć poważnie przez studentów. Uczelnia w każdym budynku nieodpłatnie udostępnia ogromne, dobrze wyposażone przestrzenie do nauki, które każdego dnia są oblegane przez młodzież.

Jeżeli mowa o wydatkach to jest drogo. Mieszkam w akademiku (warunki porównując do polskich domów studenckich są dużo lepsze) i pomimo że jest to chyba najtańsza opcja tutaj, to miesięczny koszt wynajęcia pokoju w średnim standardzie waha się pomiędzy 4500-6500 NOK (wliczając już media). Koszt prania w udostępnionej studentom pralni to koszt około 20 NOK za jedno pranie, a do tego dochodzi koszt wyżywienia. Nie ograniczam mojej diety w żaden sposób (jem zarówno warzywa, owoce, jak i mięso) i gotując samodzielnie, na zakupy spożywcze wydaję około 2500-3000 NOK miesięcznie. Całkowity miesięczny koszt mojego życia tutaj to około 8-9 tys. NOK. Oczywiście jako student dosyć mocno ograniczam wydatki i wydaje mi się, że to niska kwota jak na warunki skandynawskie. Nie kupuję tu też alkoholu, którego ceny są kosmiczne i bardzo łatwo by mogły nadszarpnąć mój budżet (60 NOK za piwo w knajpie). 

Uważam, że decyzja o wybraniu Norwegii była jedną z lepszych w moim życiu i zdecydowanie, gdybym stała przed tym wyborem jeszcze raz, również mój wybór padłby na Oslo. 

Osobie, która rozważa studia tutaj, poradziłabym przede wszystkim zaopatrzyć się w ciepłe ubrania i przygotować się na gwałtowne zmiany pogody. I nie zrażać się, że jest drogo. Jest drogo, ale dokonując rozważnych wyborów zakupowych można ograniczyć wydatki i przeżyć cudowną przygodę. Naprawdę polecam! 

Weronika, Bergen

Mam na imię Weronika, mam 22 lata, pochodzę z Gniezna. Studiuję kryminologię na Uniwersytecie Gdańskim, jestem na 3 roku i tak naprawdę zaraz kończę studia. Obecnie jestem jeszcze w Norwegii, a dokładniej w Bergen i będę tu mieszkać do grudnia 2022 (wtedy też kończy się mój pobyt w ramach programu Erasmus).

Przyznam, że kiedy zobaczyłam listę dostępnych miejsc, w których mogę odbyć wymianę to od razu pomyślałam, że to musi być Bergen. Później wahałam się przez chwilę czy na pewno to dobry wybór, bo pojawiły się głosy, że to drogi kraj, zimny, deszczowy, pochmurny itp. 

Sama procedura składania dokumentów na UG na WPiA i ubiegania się o miejsce nie jest skomplikowana. 
Na Wydziale Prawa i Administracji wygląda to tak, że są dwa etapy, podczas których dostaje się punkty, na podstawie których „selekcjonuje” się kandydatów. Punkty są przyznawane za wysokość średniej, znajomość języka i rozmowę kwalifikacyjną. Pierwszy etap podczas, którego wypełnia się i składa wszystkie potrzebne dokumenty i drugi, gdzie odbywa się krótka rozmowa w języku polskim z koordynatorem programu. Przeważnie wystarczy odpowiedzieć na jedno, dwa pytania. Jak dobrze pamiętam w moim przypadku były to pytanie typu: dlaczego wybrałam Bergen na pierwszym miejscu (w procesie rekrutacji wybieramy trzy miejsca, do których chcemy pojechać i wpisujemy je hierarchicznie).

Jeśli chodzi o wymagania, jakie należy spełnić to pierwszym i najważniejszym jest znajomość języka, im bardziej zaawansowana, tym lepiej, ponieważ możemy dostać więcej punktów. Znajomość udowadnia się certyfikatem językowym ze studiów bądź też innym albo zaświadczeniem z lektoratu. Wymagana średnia to minimum 3,5 jednak komisja jest dość elastyczna. Przy samym procesie rekrutacji przyznam, że zaskoczyła mnie tylko ta rozmowa, która była tak naprawdę bardzo krótka i bezproblemowa.

Innym zaskoczeniem jest fakt, że na Uniwersytecie Gdańskim istnieje tak zwany semestr rekomendowany, podczas którego wszystkie przedmioty objęte programem studiów zostają zaliczone- przez co też nie muszę nadrabiać i uzupełniać różnic programowych. Warunkiem jest wywiązanie się z umowy i uzyskanie 30 ECTS na semestr za zaliczenie przedmiotów w uczelni goszczącej.

Po otrzymaniu grantu i miejsca w programie czeka was sporo dokumentów do wypełnienia i tutaj uważajcie na terminy, ponieważ rok w Norwegii zaczyna się już w sierpniu (semestr jesienny) i w styczniu (semestr wiosenny).  Moja rada dotycząca całego procesu to przygotujcie się, że praktycznie wszystkie dokumentu musicie wypełnić sami, a trochę tego będzie. Jeśli macie problem z czymś lub nie jesteście pewni pytajcie uniwersytet swój, lub goszczący.

Życie w Norwegii z jednej strony wydaje się niby podobne do tego w Polsce, bo też studiuję, uczę się, spotykam z przyjaciółmi, a jednak jest tak inne.

Przez to, że studia wyglądają tutaj trochę inaczej od tych w Polsce, mam więcej czasu, by robić coś dodatkowo, ale też, by po prostu czasem odetchnąć. Przedmioty mają w większości po 10 ECTS, przez co też wystarczy wybrać 3-4 wykłady, na które chce się uczęszczać. W Polsce jest ich może koło 12/13 w semestrze. Trzeba też jednak pamiętać, że w Norwegii kładzie się większy nacisk na samodzielne uczenie się studentów.

Różnicą między mieszkaniem i studiowaniem w Gdańsku i Bergen jest otaczająca Cię przyroda, tutaj mam wrażenie, że jest tego jeszcze więcej. Nieodłącznym elementem mieszkania w Norwegii, a zwłaszcza w Bergen (mieście otoczonym przez 7 szczytów) są wypady i wędrówki w górach, co bardzo lubię. 

Nie spodziewałam się też, że uczelnia będzie tak dobrze zorganizowana. Wszystko działa naprawdę dobrze, dostajemy informacje na temat każdej najdrobniejszej rzeczy, a jeśli mamy jakieś wątpliwości wystarczy po prostu zapytać. Nie chcę też negować tego, jak działa to w Polsce, ale niestety zauważam różnice i nie jest to jeszcze tak dobrze zorganizowane.

Uniwersytet organizuje dużo eventów na początku roku. Jednego dnia przychodzisz i możesz dostać darmowe ciepłe gofry i kawę, innego kanapki. Jest też Sammen (organizacja niezależna od uniwersytetu) i to ona zajmuje się już większymi wydarzeniami jak recykling festiwal, kino outdoorowe itp.

To, co lubię tutaj to brak zwracania się tytułami lub per pani/ pan, mówimy do wykładowców po prostu po imieniu. Mam wrażenie, że przez to nasz kontakt wygląda trochę inaczej niż w Polsce.

„Erasmusi” w większości są bardzo mili, pomocni i otwarci. Bez problemu można kogoś poznać, nawet na wykładach, czy przy aktywnościach zorganizowanych, czy to w Fantoft (miejsce, gdzie mieszkam), czy przez ESN Bergen, Study Bergen, Sammen i wiele innych. Trzeba być pozytywnie nastawionym i otwartym na nowe znajomości. Jeśli chodzi o Norwegów, to naprawdę mili ludzie, ale z nimi jednak trochę ciężej nawiązać bliższe relacje, choć nie ma to też reguły. Faktem jest to, że stają się bardziej otwarci i rozmowni przy alkoholu.

Jakie wskazówki, porady dałabym osobie, które zamierza studiować w Norwegii? Odłóżcie pieniądze na wycieczki i podróże po Norwegii, bo jest to tego warte i niestety trochę kosztuje. Złota rada — dobre buty trekkingowe to podstawa! Przy wycieczkach w góry i zimą przyda się też bielizna termiczna. Gwarantuje wam, że jeśli nie przepadacie za chodzeniem po górach, a wybierzecie Bergen to zmienicie zdanie. Mieszkanie w tym mieście bez górskich wędrówek i spacerów jest mało realne. Widoki ze szczytów otaczających Bergen są przepiękne.
Jeśli chodzi o pomocne wskazówki dotyczące podróżowania:

Norwegian– ma kod rabatowy na bilety: UNDER26 – pomocne, jeśli chcecie dostać się gdzieś dalej
Widerøe-  ma osobne bilety dla osób poniżej 26 roku życia, wystarczy wybrać opcję: YOUTH

Jeśli ciekawi was coś jeszcze lub macie pytania śmiało możecie napisać do mnie na Instagramie: @weerrv

Dominika, Trodheim

Pierwszy raz w Norwegii byłam w 2011 roku w Oslo na… Mistrzostwach Świata w narciarstwie klasycznym. Zakochałam się wtedy w Norwegii i stwierdziłam, że koniecznie muszę tam wrócić, najlepiej na dłużej. Kiedy postanowiłam spróbować dostać się na Erasmusa, oczywiste było dla mnie, że wybiorę Norwegię.

Sam proces dostania się na Erasmus w Norwegii nie był trudny. Studiowałam na Uniwersytecie Jagiellońskim, a decyzję o wyjeździe podjęłam już na studiach magisterskich. Poza dobrymi ocenami i dopełnieniem kwestii formalnych, większych trudności nie było. Jedynym problemem, jaki się pojawił, było to, że nie mogłam wybrać Norwegii, a konkretnie Trondheim, w ramach swojego instytutu i o wyjazd musiałam ubiegać się z Instytutu Psychologii. Na szczęście dostałam się bez większych problemów.

Jak podróżować po Norwegii

W Norwegii nowe było dla mnie wszystko. Od dziecka mieszkam w Krakowie, tu też studiowałam i podczas studiów mieszkałam z rodzicami. Nagle spod opieki mamy i taty trafiłam do akademika w innym kraju. Na szczęście mój “akademik” był nieco inny niż wszystkie. Przypominał raczej osiedle domków jednorodzinnych. W każdym domu były cztery pokoje i współdzielona kuchnia oraz łazienka. Pokoje były naprawdę ogromne. Co prawda, wyposażone tylko w łóżko, szafę, biurko i krzesło, ale i temu dało się zaradzić. Wystarczyła wycieczka do Ikei albo przeglądnięcie składzika z rzeczami po studentach, którzy już wyjechali. Mieliśmy też grupę na Facebooku, gdzie tanio albo za darmo, można było dostać różne elementy wyposażenia mieszkania. 

W pierwszych tygodniach tak naprawdę nie mieliśmy zbyt wielu zajęć. Na początku Uniwersytet zorganizował nam Introduction Week, podczas którego zaznajomiliśmy się z uczelnią, tym co oferuje i miastem. Mieliśmy też bardzo dużo wydarzeń integracyjnych, co znacznie ułatwiało poznawanie nowych osób. 

Chyba wszyscy zdają sobie sprawę, że Norwegia to drogi kraj, szczególnie jak na studencką kieszeń, więc wydawało mi się, że imprezy będą raczej okazjonalne. Tymczasem moje pierwsze tygodnie na Erasmus w Norwegii były chyba bardziej rozrywkowe niż studenckie życie w Polsce. Udało nam się nawet znaleźć dwa kluby w Trondheim, gdzie ceny były nieco niższe. Tam też wszyscy wybierali się w weekend na imprezy. Poza tym oczywiście umawialiśmy się na wspólne gotowanie, na hiking, pub quizy, raz nawet byliśmy w kinie. 

Zaskoczyły mnie same studia. W Krakowie studiowałam Zarządzanie w Sporcie i żeby choć część przedmiotów mogła zostać zaliczona, szukałam kursów związanych z zarządzaniem i biznesem. Wciąż musiałam jednak zdawać egzaminy i w Norwegii i w Polsce. Wcześniej studiowałam równocześnie na dwóch kierunkach więc zdarzało się, że miałam nawet 14 egzaminów w sesji. Tymczasem moi norwescy koledzy mieli np. cztery. I nie ilość egzaminów jest tu zaskakująca, a raczej podejście studentów. Koszmarnie narzekali na nadmiar nauki i stresu związanego z sesją egzaminacyjną. Do tych kilku egzaminów Norwegowie uczyli się cały miesiąc, był to dla nich straszny stres. Życie studenckie przestawało istnieć. Przed egzaminami w bibliotece organizowano sesje z psami. Głaskanie, przytulanie i spędzanie czasu z czworonogami miały obniżać stres związany z egzaminami. Świetny pomysł.

Z norweskimi studentami nie było łatwo. Zdarzały się osoby, które były bardziej otwarte na znajomości z “erasmusami”, ale było ich niewiele. Głównie były to osoby, które działały w ESN i po prostu chciały nawiązywać kontakty ze studentami z innych części Europy. Z pewnością też Norwegowie dużo poważniej niż my podchodzili do studiów i może trochę z tego to wynikało. Zdarzyła się raz nawet niezbyt przyjemna sytuacja, kiedy robiliśmy wspólny projekt i w naszej grupie były dwie Norweżki. Po kilku spotkaniach poprosiły o zmianę grupy, bo bały się, że projekt robiony z grupą erasmusów nie da im dobrej oceny. Poza tym jednak Norwegowie są niezwykle mili i pomocni. Z dystansem, ale zawsze przyjaźni 🙂

Podczas całego pobytu poznałam mnóstwo ciekawych osób z wielu krajów. W ciągu roku miałam okazję mieszkać z dziewczynami z Niemiec, Polski, Francji i Holandii. Moi najbliżsi znajomi byli studentami architektury z Francji. Poznaliśmy się w pierwszym tygodniu pobytu i tak już zostało do końca. Do dziś mamy kontakt.

Koszty życia były największym problemem. Nie wiem jak aktualnie wyglądają stawki stypendiów, ale wtedy wystarczało jedynie na czynsz. Resztę pokrywały moje oszczędności sprzed wyjazdu i pomoc rodziców. Pracę znalazłam tuż przed wyjazdem do Polski i to w innym mieście. Zostałam i mieszkałam oraz pracowałam w Lillehammer jeszcze przez kolejny rok.  

Każdej osobie, która myśli o Erasmusie, powiedziałabym, żeby się nie bała i spróbowała. To jest niesamowite doświadczenie. Trzeba sobie niestety zdawać sprawę z tego, że stypendium może nie pokryć całego naszego pobytu, bo w Norwegii jest bardzo drogo. Warto więc przygotować się wcześniej, szczególnie finansowo lub poszukać dodatkowego zajęcia na miejscu. Trzeba też pamiętać o wszelkich formalnościach związanych z pobytem, natomiast z tego, co pamiętam, uczelnia bardzo tego pilnowała i sama zorganizowała nam wizyty w urzędach, czy na policji. Z rad praktycznych, na pewno warto dobrze przygotować się na zimę, która doskwiera nieco bardziej niż w Polsce. W Trondheim dodatkowym problemem był bardzo krótki dzień w zimie (nieraz słońce wschodzi o 10, a zachodzi o 14) i bardzo długi latem, kiedy słońce prawie nie zachodziło (urządzanie mieszkania warto zacząć od ciemnych zasłon ;)) I najważniejsza rada: koniecznie spróbować gofra z brunost i dżemem. 😉

Nigdy nie żałowałam, że pojechałam do Norwegii. Wiele się nauczyłam podczas tego wyjazdu, poznałam świetnych ludzi, widziałam zorzę polarną i miałam okazję mieszkać przez dwa lata w kraju, o którym marzyłam. Czego chcieć więcej?

Magda, Halden

Jestem z Warszawy, całe życie tutaj mieszkałam i się uczyłam. Z małą przerwą na wymianę Erasmus, która miała miejsce w uroczym norweskim miasteczku przy granicy ze Szwecją — Halden. Aktualnie kończę studia magisterskie (w tym roku zaczęłam ostatni rok), pracuję zdalnie na cały etat, uczę się norweskiego i mam nadzieję, że niedługo uda mi się przenieść do Norwegii na stałe. 

Od zawsze lubiłam skoki narciarskie i kibicowałam norweskiemu teamowi, filmy Marvela (zwłaszcza te z Thorem) to też mój konik —  dzięki nim trafiłam na mitologię nordycką i przepadłam. Na studiach licencjackich zapisałam się na lektorat z norweskiego (na szczęście na UW była taka możliwość) i totalnie zauroczyłam się we wszystkim, co norweskie. Na wymianę wyjechałam na trzecim roku studiów licencjackich. 


Dla takiego mieszczucha jak ja, życie w małym miasteczku na wzgórzu było na początku czymś ciężkim. Jednak po roku takiego funkcjonowania i przyzwyczajenia się, stwierdziłam, że to coś dla mnie; zdecydowanie lepiej czułam się będąc w Halden. Zaskoczyło mnie to, że:

  • nie wszystkie domy w Norwegii są czerwone,
  • linie na ulicach, które oddzielają pasy jazdy są żółte/pomarańczowe (a przynajmniej w niektórych miasteczkach) i prawie wszyscy jeżdżą zgodnie z przepisami,
  • Norwegowie wcale nie są tacy zamknięci w sobie (zwłaszcza studenci),
  • kładzie się duży nacisk na naukę w domu, nie siedzi się cały dzień na uczelni (tak jak to bywa w Polsce). Są 3-4 zajęcia (i to też nie codziennie) i dużo pracy własnej. Dużo robi się też online (na Erasmusie byłam przed wybuchem pandemii i na samej jej początku i już wtedy nauczanie online było praktykowane). Do tego forma egzaminów —  jeden miałam tzw. „domowy”, gdzie miałam 3 dni na rozwiązanie testu, a inny był na uczelni, ale z użyciem własnych komputerów. Popularne jest też pisanie dłuższych prac na zaliczenie.

Relacje z innymi studentami: najwięcej kontaktu miałam z Norwegami (mieszkałam na piętrze w akademiku z siedmioma innymi osobami i podczas pierwszego semestru byłam jedynym „Erasmusem”, w drugim semestrze dołączyła do nas dziewczyna z Gruzji). Jeśli chodzi o innych studentów z wymiany to nie wszyscy byli tacy chętni do integrowania się. Najwięcej było Francuzów, którzy najchętniej spędzali czas ze sobą. Ogólnie kontakty ze współlokatorami były bardzo dobre, strasznie za nimi wszystkimi tęsknię i jestem im bardzo wdzięczna za to, że tak dobrze mnie przyjęli.


W trakcie wymiany poznałam również swoją najlepszą przyjaciółkę i chłopaka (niestety już byłego, bo long-distance nie jest dla wszystkich). Wiem, że wiele osób decyduje się na zostanie potem w Norwegii właśnie dlatego, że kogoś poznali na wymianie (znam takie osoby).  

Koszty życia — pojechałam na wymianę ze sporymi oszczędnościami. Do tego rodzice płacili za pokój w akademiku (wtedy było to ok. 4000 NOK), a na codzienne życie miałam stypendium z uczelni – 500 EUR, czyli jakieś 5000 NOK na miesiąc. Nie pracowałam dodatkowo, ale były takie osoby, które dorabiały sobie w klubie czy hotelu. Wróciłam z niczym. Kwestia finansowa to rzeczywiście najcięższa sprawa wyjazdu do Norwegii. 

W Norwegii udało mi się zobaczyć naprawdę sporo. Norweska uczelnia organizowała nam darmową trzydniową wycieczkę do Bergen, czy wycieczkę promem do Kopenhagi (tutaj prom był większą atrakcją, a w samej Kopenhadze byliśmy osiem godzin). Z innymi studentami zwiedziłam takie miejsca jak: Oslo (kilka razy), Lillehammer, Trondheim, Fredrikstad oraz weszłam na Besseggen. Zobaczyłam też kawałek Szwecji — często jeździliśmy tam też na zakupy. Rok po powrocie z wymiany wróciłam do Norwegii, żeby ponownie zobaczyć Oslo, ale także odwiedzić Stavanger i atrakcje w okolicy. Teraz nie wyobrażam sobie chociaż raz w roku polecieć do Norwegii. 

Czy pojechałabym drugi raz na Erasmusa do Norwegii? 3 razy TAK! To naprawdę niesamowity kraj, który daje wiele możliwości i zachwyca prawie na każdym kroku. Tym razem wybrałabym jedynie bardziej skomunikowane miasto z większymi możliwościami do znalezienia pracy.

Moje rady:

  • Nie bójcie się rozmawiać! Wykorzystajcie wyjazd na Erasmusa (nie tylko do Norwegii) na maksa. Dzięki takiemu wyjazdowi można poznać naprawdę super ludzi, którzy zostaną potem z Wami do końca życia.
  • Nie martwcie się aż tak o studia. Ja strasznie się bałam, że nie dam rady napisać pracy licencjackiej nie będąc w domu i jak widać niepotrzebnie. Większy problem mam z pisaniem magisterki, teraz kiedy jestem w Warszawie. 😉
  • Akademik i wszelkie imprezy studenckie to super sprawy, nie bójcie się ich.
  • T, że nie znacie norweskiego, nie będzie żadnym problemem. Wszyscy bardzo chętnie porozmawiają po angielsku, a może nawet będą chcieli nauczyć się polskiego.

Alicja, Oslo

Jestem studentką piątego roku Skandynawistyki na Uniwersytecie Gdańskim, gdzie zaczęłam swoją przygodę z językiem norweskim i totalnie zakochałam się w krajach nordyckich. Na studia do Trójmiasta przyjechałam z odrobinę mniejszego Elbląga, a w sierpniu tego roku przeprowadziłam się do Oslo – o „przeprowadzce” wspominam celowo, bo chociaż na razie jest to tylko wymiana w ramach programu Erasmus, to planuję już tutaj zostać. Poza studiami pracuję jako nauczycielka właśnie języka norweskiego i angielskiego.
W moim przypadku wybór Norwegii był dość oczywisty, chociaż do ostatniej chwili wahałam się przy wyborze miasta. Padło ostatecznie na Oslo, głównie ze względu na ofertę kursów na tutejszym uniwersytecie, ale też dlatego, że chciałam zobaczyć, jak mieszka się w stolicy. Czy wybrałabym Oslo po raz drugi? Nie wiem, ale też zdecydowanie nie narzekam, bo jest tu mnóstwo fantastycznych miejsc, muzeów czy wydarzeń. To też spora okazja do dalszej nauki języka.


Aplikowanie na Erasmusa to przede wszystkim masa papierkowej roboty. Trzeba wszystko dokładnie czytać i pilnować terminów, które w Norwegii są podobno święte. Umowy podpisywane z Biurem Erasmusa są bardzo szczegółowe, a niewywiązanie się z nawet najdrobniejszej rzeczy może mieć spore konsekwencje, np. finansowe. Dlatego też spory nacisk na czytanie ze zrozumieniem!
Jeśli chodzi o wymagania, przede wszystkim należy pokazać, że jest się studentem, którego MOŻNA puścić na wymianę. Dobrze jest się postarać o wysoką średnią albo działalność w kołach naukowych, bo to działa zdecydowanie na plus. W procesie rekrutacji trzeba napisać kilka uzasadnień, dlaczego ten kraj, dlaczego to miasto i w jaki sposób planuje się wykorzystać wymianę w celach rozwoju/nauki.


Życie tutaj to bajka, przysięgam. Mogę śmiało napisać, że w Norwegii zaskoczyła mnie cała masa rzeczy, nawet mimo tych czterech lat studiów na Skandynawistyce. Przede wszystkim – Oslo, czyli stolica, która zupełnie nie przypomina stolicy. Nie ma tu tłumów, zgiełku ani śmieci na ulicach.  Dodatkowo powszechna znajomość języka angielskiego, niezależnie od wieku, co mi osobiście utrudnia ćwiczenie norweskiego. Niemniej jednak daje to też spore bezpieczeństwo, nie ma lęku przed poczuciem zagubienia.
Bardzo pozytywnym zaskoczeniem było też tutejsze tempo. Wszystko tu odbywa się w trybie slow, nikt się nigdzie nie spieszy (nawet komunikacja miejska). Wykładowcy dbają o przerwy w trakcie zajęć, a kierowcy autobusów czekają spokojnie aż wsiądziesz. Nie spotkałam tu ani jednej niemiłej osoby, choć jakieś głupie błędy popełniam stale. Ale może po prostu miałam farta.

Trafiłam na fantastycznych ludzi na piętrze w akademiku, w którym mieszkam. Początkowo bałam się dzielenia przestrzeni z szóstką nieznajomych, ale szybko się zaprzyjaźniliśmy. Mamy nawet tradycję „obiadów czwartkowych”, podczas których każda kolejna osoba gotuje tradycyjne danie ze swojego kraju.
Nie mogę też narzekać na osoby, z którymi studiuję, choć tu kontakt jest o trochę słabszy. Być może jest to kwestia wielkości grupy, a być może rzadkich spotkań, bo zajęcia odbywają się tylko 1-2 razy w tygodniu.
Nie ma co ukrywać, podczas tych (na razie) 2 miesięcy wymiany poznałam tylko jednego Norwega. Ciężko dostać się do norweskiego grona, więc dobrze oswoić się z myślą, że nowo poznani ludzie będą raczej z całego świata, tylko nie z Norwegii.


Koszty życia to kwestia, która zaskoczyła chyba wszystkich moich współlokatorów, a pochodzą z różnych krajów. Ceny akademików są wysokie, tak samo komunikacji miejskiej. Choć na początku mogą szokować, to jest to do przeżycia. Trzeba podchodzić rozsądnie do wydatków, np. planując sobie jadłospis przed zrobieniem zakupów. Finanse nie ograniczają jednak dobrej zabawy, bo uniwersytety i organizacje studenckie oferują całą masę darmowych wydarzeń. Trzeba tylko poszukać. Na wymianie utrzymuję się głównie dzięki moim rodzicom, pomaga też dofinansowanie z programu Erasmus. Pracuję dodatkowo online w polskiej firmie, żeby nie musieć się martwić o finanse, niemniej jednak nie jest to zatrudnienie, które zajmuje mi dużo czasu.


Jakie wskazówki, porady dałabym osobie, które zamierza studiować w Norwegii? Trzeba na pewno mieć świadomość różnic w cenach, bo 200 koron na paragonie po zrobieniu niewielkich zakupów może przytłoczyć. Nie warto natomiast wszystkiego przeliczać na złotówki.  Uniwersytety w Norwegii organizują masę eventów dla nowych studentów, szczególnie na początku roku akademickiego, ale też w jego trakcie. Można tam poznać międzynarodowe towarzystwo, najeść się za darmo i po prostu dobrze się bawić. 
Zamiast podczas weekendu siedzieć w książkach, lepiej wybrać się na typowo norweski tur do lasu/w góry, zapolować na zorzę albo po prostu pozwiedzać miasto, w którym się akurat wylądowało. Te wspomniane wyżej imprezy i wydarzenia pozwalają też poznać ludzi, z którymi później można np. wynająć samochód i wyruszyć na podbój Trolltungi albo Preikestolen – zdecydowanie warto!

Erasmus w Oslo

Magda, Trondheim

Mam na imię Magda, mam 21 lat i jestem z Poznania. Tutaj też studiuję międzynarodowe stosunki gospodarcze na Uniwersytecie Ekonomicznym. Cały ubiegły rok akademicki – 2021/2022 – spędziłam na Erasmusie w Trondheim.

Zdecydowałam się na wyjazd do Norwegii, ponieważ już od kilku lat uczyłam się norweskiego i chciałam podszkolić znajomość języka. Padło na Trondheim ponieważ NTNU (tamtejszy uniwersytet) to jedyny, z jakim moja uczelnia współpracuje. Ma on również swoje kampusy w Ålesund i Gjøvik, jednak nie chciałam spędzić wymiany w tak małych miastach.

Proces aplikacji na Erasmusa nie jest trudny, ale trwa długo i trzeba uważać, żeby nie przegapić terminów zarówno na swojej uczelni, jak i uczelni zagranicznej oraz dostarczyć wszystkie wymagane dokumenty, których niestety jest wiele. Przeważnie aplikacja rozpoczyna się co najmniej jeden semestr przed planowanym wyjazdem. Jeśli nie posiada się certyfikatów językowych to należy podejść do wewnętrznego testu poziomującego i zdać go na poziomie minimum B2. Ja również do takiego podchodziłam. Oprócz tego samodzielnie trzeba wybrać przedmioty na uczelni zagranicznej, które powinny pokrywać się z obowiązkowymi przedmiotami naszej uczelni, oraz uzyskać ich zatwierdzenie od osób odpowiedzialnych za programy nauczania z obu uczelni.

Erasmus w Trondheim

W Norwegii najbardziej zaskoczyła mnie ciemność, oczywiście wiedziałam, że dni będą krótkie, jednak nie spodziewałam się, że nawet kiedy będzie jasno to przez wiele, wiele dni i tak nie zobaczy się słońca. Oprócz tego trochę zaskoczyła mnie sama forma studiowania w Norwegii. Obecność na prawie wszystkich zajęciach nie jest obowiązkowa, a w całym semestrze wystarczy uczestniczyć tylko w czterech kursach. Dużo większy nacisk kładzie się na naukę samodzielną niż wynoszenie wiedzy z zajęć.

Będąc na wymianie, zwłaszcza na początku poznaje się ogromne ilości osób w krótkim czasie, często studenci przyjeżdżają nie znając nikogo, więc raczej szybko udaję się znaleźć grupę znajomych. Z mojej obserwacji większość studentów zagranicznych nawiązuje jednak relacje z innymi studentami z wymiany, a raczej rzadziej z samymi Norwegami.

Prawie wszyscy studenci przebywający za granicą otrzymują stypendium w ramach programu Erasmus. Stawka zależy od kraju, do którego się jedzie i tamtejszych kosztów życia. Kraje są podzielone na trzy kategorie – Norwegia jest oczywiście w tej z najwyższą stawką stypendialną. W moim przypadku była to kwota 520 euro na miesiąc. Nigdy jednak stypendium nie wystarcza na pokrycie całych kosztów związanych z wyjazdem i utrzymaniem się. Ja na początku korzystałam ze swoich oszczędności i pomocy rodziny, a później zaczęłam również pracować. Znam wielu studentów z wymiany, którzy również rozpoczynali pracę na miejscu, najczęściej w gastronomii. Czasami może się zdarzyć, że studenci chcący przedłużyć swój pobyt, dla których zabrakło już funduszy stypendialnych, zostają za granicą z tzw. stypendium zerowym, czyli nie otrzymując żadnej pomocy finansowej.

Zdecydowałabym się na ponowny wyjazd, a osobom planującym wyjechać do Norwegii poleciłabym rozpocząć szukanie pracy. Wbrew pozorom nie jest to trudne, a wystarczy dosłownie kilka zmian w miesiącu, żeby znacznie powiększyć swój studencki budżet, a co za tym idzie być w stanie skorzystać np. z wielu opcji wycieczek na miejscu.

Powodzenia!

Moje treści okazały się dla Ciebie pomocne lub interesujące? Na napisanie każdego wpisu poświęcam bardzo dużo czasu, wszystkie zdjęcia, które widzisz, również wykonałam osobiście. Możesz wesprzeć moją pracę stawiając mi wirtualną kawę. Dzięki temu mogę tworzyć kolejne wpisy na Kierunek Norwegia. Dziękuję!

erasmus w Norwegii
Udostępnij artykuł
Autor: Sylwia
Obserwuj:
Od kilku lat mieszkam w Norwegii, a każdą wolną chwilę spędzam na podróżowaniu dookoła Krainy Fiordów. Na tej stronie opowiadam o moich podróżach i życiu w Norwegii. Zabieram Cię na wycieczkę nad fiordy, w niesamowite góry, pod olbrzymie wodospady i do klimatycznych norweskich miasteczek. Miłego zwiedzania!
Leave a Comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *